DAKAR 2011 – dzień wolny – ARICA (8.01.2011)
Dziś dzień wolny dla zawodników. Jakoś tak dziwnie się czuję, nie musiałem rano wstawać i jechać. W sumie nie bardzo mam co robić. Czego nie można powiedzieć o mechanikach. Czeka ich sporo pracy, w końcu trzeba przejrzeć praktycznie wszystkie śrubki w sprzętach. W moim quadzie podejrzewaliśmy problemy z silnikiem, były już zakusy jego wymiany. Okazało się jednak, że wszystko jest z nim OK i zmiana nie była konieczna.
Po ostatnich kilku dniach jedzenia makaronu z sosem wreszcie zjadłem jakieś dobre śniadanie.
Teraz przed nami zaczynają się najtrudniejsze i najdłuższe etapy.
A może chcecie się dowiedzieć jak nam się tu mieszka?
Na campie bywa różnie. Są lepsze jak np. w Viktorii – baseny, wszystko ładne, nowe budynki, po prostu super. Ale są również i takie miejscówki, gdzie dosłownie śpi się na kamieniach. Co do noclegu zawsze są to namioty, karimata, śpiwór. Mi osobiście to nie przeszkadza. Zwłaszcza, że po powrocie z trasy jest mi to obojętne. Myślę, że większości naszego team`u takie warunki również odpowiadają – MUSZĄ :).
Stołówka znajduje się w namiocie. Jeżeli chodzi o jedzenie, z tym też bywa różnie, raczej jest to jadalne.
Standardowy dzień rajdowy w campie zaczyna się bardzo wcześnie rano. O świcie ja szykuję się do etapu a chłopaki składają namioty. Pierwsze z obozu, zaraz po motocyklach, wyjeżdżają serwisowe Hilux`y. Reszta ekipy sprząta miejscówkę. Zresztą, nie wiem dokładnie co się tam dzieje, bo mnie już tam nie ma, a jak dojeżdżam do campu to wszystko jest już rozłożone. Po zjeździe z trasy ja się przebieram, kąpię, wsuwam makaron z sosem, a Piotrek w tym czasie zajmuje się quadem. Zazwyczaj jest to zwykły przegląd i czyszczenie Dakarówki, czasami ma coś więcej do zrobienia.
Tak mniej więcej wygląda nasz powszedni dzień na Dakarze.
Chciałbym podziękować Wam za to, że myślicie o mnie, trzymacie kciuki, wspieracie. Mam nadzieję, że będę mógł Wam dostarczyć jeszcze wielu, zwłaszcza, pozytywnych emocji.
Wielkie podziękowania kieruję również moim sponsorom:
Arcom www.oponyquad.pl
Iveco Cracow Truck Center
Kot & W s.c
Nika Transport
To Oni pomagają mi w realizacji dakarowej przygody.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
DAKAR 2011 – etap VI IQUIQUE – ARICA (7.01.2011)
Ostatni etap przed dniem odpoczynku, był jak na razie najlepszym w moim wykonaniu. Myślę, że chyba zasłużyłem sobie chociaż trochę na sobotnie lenistwo.
Dzisiejszy dystans: dojazdówka – 256 km, odcinek specjalny – 456 km
Typowo pustynny odcinek z Iquique do Arica przyniósł mi dzisiaj dużo szczęścia. Zająłem na nim 6 miejsce, dzięki czemu w klasyfikacji generalnej wskoczyłem na 10 pozycję (przepraszam, ale w ferworze wpisałem pozycję 12). Zatem, żeby nie zapeszyć, istnieje realna szansa wskoczenia do czołowej dziesiątki. Jechałem przez cały dzień bardzo ostrożnie. Piach, wydmy, unoszący się wokół fesz-fesz (pył, który unosi się nawet po lekkim dmuchnięciu wiatru, a co dopiero po wzruszeniu go kołami quada) i wystające kamienie. Trasa dość szybka i bardzo męcząca na całych czterystu pięćdziesięciu kilometrach. Udało się również nie popełnić żadnej nawigacyjnej gafy. Wszystko wyszło bardzo dobrze.
Na skutek awarii quada dziś odpadł mój kolega z team`u Martin Plechaty. Pęknięta piasta przedniego koła nie pozwoliła na dobre wykluczyła go z dalszej rywalizacji w rajdzie. Trochę się wystraszyłem widząc jego Yamahę na środku pustyni bez Martina. Całe szczęście nic mu się nie stało. Jak widać Dakar jest wyjątkowo nieprzewidywalny Czech jeszcze w czwartek zajmował miejsce w pierwszej piątce, a teraz jeździe z ekipą serwisową. Nie ma co się zastanawiać nad małymi niepowodzeniami. Najważniejsze, żeby wyciągać wnioski i następnego dnia móc jechać dalej. Chociaż kto wie jakby wyglądały moje szanse, gdyby nie niedomaganie mojego Raptorka drugiego dnia Dakaru.
Również sporo wypadków motocyklistów widziałem tego dnia, co wyraźnie świadczyło o wyjątkowo trudnej trasie.
Kończąc dzisiejszy etap mam za sobą połowę rajdu. Sobota dniem odpoczynku dla mnie, a dla Piotrka wytężona praca przy przeglądzie dakarówki.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
DAKAR 2011 – etap V Calama – IQUIQUE (6.01.2011)
Muszę się przyznać, ale na dzisiejszym odcinku dostałem taki wycisk, że tak naprawdę nic mi się już nie chce. Nawet wciskać te klawisze na moim komputerze…
Trasa z Calama do Iquique była dla mnie jak do tej pory najbardziej wykańczającym odcinkiem Dakaru. Złożyły się na to dwie rzeczy. Po pierwsze bardzo zróżnicowany i nieprzewidywalny teren, a po drugie to przeziębienie po wczorajszej górskiej dojazdówce i chłodnej nocy w namiocie.
Dzisiejszy dystans: dojazdówka – 36 km, odcinek specjalny – 423 km
Dzisiejszy rajd zaczął się od twardego, kamienistego podłoża. Później nawierzchnia zmieniła się w coś co przypominało mi wyschniętą rzekę. Trzeba było tutaj uważać na podłużne, trudno widoczne pęknięcia. Jadąc dalej po odcinku pełnym kurzu wyjechałem na kamienistą pustynię. Ta nierówna część etapu strasznie dała odczuć się na rękach. Wreszcie pustynia. Normalna piaszczysta pustynia, wielkie wydmy i poszukiwanie waypointu. Troszkę się pogubiliśmy. Razem ze mną, wśród piaskowych wzniesień, szukało go jeszcze kilku motocyklistów. Zresztą to nie jedyny punkt nawigacyjny, którego nie mogłem znaleźć. Kolejny był tuż nad brzegiem oceanu, jakieś trzy kilometry od campu. Wtedy miałem naprawdę dosyć. Byłem tak zmęczony, że bardziej myślałem o odpoczynku zamiast o ostatnim waypoincie. W końcu się udało. Ostatnie dwa kilometry, to stromy zjazd z bardzo wysokiej wydmy i FINISH. Na dzisiaj miałem totalnie dosyć.
Po raz pierwszy na rajdzie usłyszałem alarmowy sygnał z sentinentala. Jeden z motocyklistów miał wypadek i jadący za nim zawodnicy udzielając mu pomocy włączyli system ostrzegający pozostałych uczestników o tym zdarzeniu.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -