11 listopada 2007 roku odbyły się zawody motocrossowe z cyklu XIX GP Niepodległości. Tor Podzamcze w centrum Sochaczewa gościł 135 zawodników z całej Polski (w tym 22 na quadach), a wokół niego zgromadziło się kilka tysięcy kibiców spragnionych emocji i głośnego warkotu silników. Przypominamy, że impreza odbywa się nieprzerwanie od niemal 20 lat. Dzieję się tak głównie dzięki przychylności władz miasta oraz wysiłkom członków klubu SKM „Szarak”
Surowa, jesienno-zimowa aura w żadnym stopniu nie ułatwiła organizatorom przygotowania zawodów, zwłaszcza toru. Nawet ciężki sprzęt bez gąsienic, który miał za zadanie wyrównanie toru przed zawodami, odmówił wjazdu na trasę z obawy przed „utonięciem”. Padało przez tydzień z małymi przerwami. 2 dni przed zawodami opady ustały, ale w żaden sposób trasa nie miała szans na osuszenie się. Każdy, kto raz był w Sochaczewie, wie jak wygląda nawierzchnia po opadach. Tor posiada twarde i gliniaste podłoże, która bardzo wolno absorbuje wodę, a to, co zostanie na powierzchni przypomina rosyjskie drogi z okresu zimowych kampanii wojennych.
W dniu zawodów, oprócz niskiej temperatury, która wahała się od 0 do 7 stopni C, na pogodę nie można było narzekać. Trasa jednak wyglądała makabrycznie. Miejscami błoto dosłownie sięgało do kolan. Przez ostatnie 4 lata sochaczewska jesień była łaskawa dla startujących. Tylko najstarsi bywalcy z nieukrywaną satysfakcją w głosie twierdzili, że nareszcie wrócił prawdziwy motocross w błotnym wydaniu. Podobno kiedyś niemal wszystkie GP Sochaczewa było rozgrywane w podobnych warunkach. Młodzi rajderzy przyzwyczajeni do współczesnych wygód nie byli zachwyceni.
Już po treningu każdy z zawodników wyglądał jak błotny ludek. Motocykle, quady i sami zawodnicy nie różnili się od siebie. Każdy był dokładnie brązowy. To był tylko przedsmak tego, co miało czekać startujących podczas kolejnych biegów. Jednak, warunki na torze nie odstraszyły zbyt wielu, bowiem elektroniczny pomiar czasu zarejestrował aż 135 zawodników na trasie! To bardzo dobry wynik, przy założeniu, że pogoda ma kluczowe znaczenie dla frekwencji.
Na początek wystartowało 22 zawodników na quadach różnej pojemności i napędzie, zarówno na 2 i 4 koła. Zmagali się ze sobą i trasą niemal przez 20 min. Najlepiej jechało się zapewne posiadaczom maszyn typu 4x4. Ich sprzęt najlepiej radził sobie w niezwykle trudnym i grząskim terenie. Najszybciej trasę pokonali kolejno: Jacek Bujański, Arkadiusz Pałczyński oraz Marek Fosiewicz.
Potem startowały motocykle w kilku klasach.
Żeby zilustrować skalę trudności toru, należy powiedzieć, że nawet najlepsi zawodnicy w klasie motocykli nie uniknęli upadków i mozolnego wyciągania motocykli z błota. Najazdy na naskoki były tak trudne, że żaden z zawodników nie skakał dalej niż do połowy hopek, a większość po prostu przejeżdżała górki bez odrywania kół od ziemi, jak podczas rajdów przeprawowych. Zawody należały do najcięższych w ostatnich latach. Należy się szacunek dla startujących za wolę walki i poświęcenie sprzętu. Na pewno większość boleśnie finansowo odczuła po zawodach wymianę klocków hamulcowych, łańcuchów czy połamanych dźwigni.
Również szczególne podziękowania należą się organizatorom i sponsorom. Od lat główni sponsorzy to lokalne władze Sochaczewa, dzięki którym motocross może odbywać się w najlepszym miejscu w mieście... samym centrum! Ogromny wkład ma także firma Aljeka, producent garniturów oraz transport międzynarodowy, prowadzona przez Jerzego Kaczora, która już tradycyjnie funduje bardzo wysokie nagrody pieniężne. To dzięki hojnym gestom tej firmy można dodatkowo zmotywować zawodników z licencją do niezmiennie wysokiej frekwencji. Również szczególne podziękowania dla salonu samochodów i motocykli Honda Wyszomirski z Siedlc za ufundowanie wielu cennych nagród rzeczowych oraz przygotowanie profesjonalnego podium do dekoracji.
Zobacz pełne wyniki - Kliknij tu...
Przygotował: Luigi Saladini, MotoX.com.pl
Foto: MotoX.com.pl, JG Sport
Prześlij do znajomego:•
link do artykułu [mx] Prawie jak Motocross, czyli przeprawówka w Sochaczewie