Miesiące, tygodnie, dni oczekiwania na pierwszą w tym roku, a jednocześnie VI edycję Dziczy Bieszczadzkiej, dobiegły końca. W dniach 19-20 marca, riderzy z całej Polski zjechali się w piękne Bieszczadzkie góry, żeby rywalizować, zmagać się o miano najwytrwalszego i najsilniejszego pogromcy Dziczy.
Po piątkowej obowiązkowej odprawie nadszedł czas na ostatnie przygotowania, sprawdzenie sprzętu oraz na ciepły posiłek i w drogę. Na VI edycję przyjechało 50 uczestników, czekało na nich do przejechania, co ja piszę, raczej do mega upodlenia 6 odcinków. Duże zróżnicowanie terenu, zalegający jeszcze w niektórych miejscach śnieg, słynna „młaka” to tylko niektóre niedogodności, z którymi przyszło zmagać się uczestnikom.
Zapraszam do obejrzenia relacji filmowej z Dziczy Bieszczadzkiej VI przygotowanej przez TV Quadzik
Całe szczęście, że w pogotowiu zawsze na czas byli ratownicy medyczni GOPR. A w tej edycji na pewno nie narzekali na brak zajęć – złamany obojczyk Ryszarda z teamu Karkonosze oraz połamane udo Małego z teamu Polson to najgroźniejsze wypadki tej edycji Dziczy.
Inni też nie mieli za łatwo. Można powiedzieć, że quady w znacznej części polegały na wyciągarkach. Często zdarzało się tak, że liny stalowe pękały lub wyciągarki nie dawały rady i padały na odcinkach.
Widać było że wielu zawodników dobrze sobie radzi w takich ciężkich warunkach a nie którzy marzyli już na wstępie o powrocie do ośrodka.
„Super trasy, bardzo wymagające. Taka jest dzicz – trudne warunki, ale trzeba temu podołać. Z głową, bezpiecznie, nie na hura. Nie jeżdżę ciśnieniowo, nie wyobrażam sobie by tej imprezy nigdy nie było” – mówił po przejechaniu jednego z odcinków Bartosz Jarzyna.
Zwycięzcami VI Dziczy Bieszczadzkiej okazali się Jarek Witas oraz Grot, którzy przejechali wszystkie odcinki w czasie trochę ponad 17 godzin.
Grot, tak podsumował swoją wygraną: „Generalnie jestem bardzo zadowolony z wyniku, ale przyznać trzeba, że moralnym zwycięzcą rajdu jest Szyna (Marcin Szynkiewicz). Był zdecydowanie najszybszy. Mijaliśmy się parę razy na Oesach – było na co popatrzeć.