Bardzo fajna impreza. Ja dużo bardziej fizycznie cierpiałem drugiego dnia rajdu, niż pod koniec. W sobotę po odcinku dziennym przez telefon ( o ja głupi!!!) powiedziałem żonie, że drugi raz się na to nie piszę.... Tfu, jak to teraz odszczekać?
![Wink ;-)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
Piątek w nocy 100km, sobota rano start do odcinka 200km, potem chwila odsapnięcia i start w niedzielę do odcinka dziennego 200km, a zaraz wieczorem do odcinka nocnego kolejne 100km. Nazajutrz start do odcinka dziennego ponad 200 kilosów!!!! Org poprzeczkę postawił naprawdę wysoko. To był mój drugi rajd na którym jechałem z własną elektryczną przewijarką i metromierzem. Pierwszy odcinek, nocny w piątek, jechałem fatalnie....
![Sad :-(](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_sad.gif)
Kolega do tego darł mi się do Intercomu... Żenada. Pierwsi zjechali do bazy około 23, ja coś koło godz 2:30. W dzień było już lepiej, ale w sumie powiedzieć tak może każdy, bo nawigacja za dnia jest łatwiejsza. Niestety nie mogłem poradzić sobie z GPS-em. Kiedyś go zresetowałem i od tego czasu mam problemy z prowadzeniem do wyznaczonego waypointa. Nawi prowadzała mnie w lewo i prawo, więc ostatecznie przestałem jej używać. Korzystałem z pomocy OlO, któremu szło to świetnie, bądź waypointy wyznaczał mój teampartner.
No i tak szło to wszystko jak krew z nosa
![Wink ;-)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
Jechaliśmy zawsze w kilku, najmniej we dwóch. Niestety tempo wtedy nie jest najlepsze. Dopiero ostatniego dnia postanowiłem pojechać sam i zobaczyć czy coś potrafię. Ruszyłem i nie minęło trochę czasu jak doszedł mnie Lejek z OlO. Pomyślałem w duchu "jednak jestem pipa" I tak jechałem chwilę z nimi, potem na waypointach się rozdzieliliśmy. Ja postanowiłem tych krótkich nie wprowadzać, tylko lecieć po śladach lub za kimś. I tak udało się zgubić Lejka i OlO
![Wink ;-)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
I tak sobie jechałem już po roadbooku nawigując w sumie bezbłędnie. Tempo naprawdę dobre, zacząłęm doganiać UTV-ki które wcześniej mnie wyprzedziły, ja ich wyprzedziłem, potem dogoniłem Janosików na M&M-sach, potem quady z CC. Miska zaczęła mi się cieszyć, że wreszcie wszystko idzie jak trzeba. Zacząłem w głowie kalkulować, że tak jadąc powinienem w Q-S tego dnie być gdzieś w środku pierwszej dziesiątki. Wszystko to brzmiało bardzo optymistycznie. Niestety mój optymizm umarł na jednej z kolejnych przepraw. Nie najtrudniejszej, ale dla mnie ostatniej. Utopiłem maszynę... I to jak! Reanimowałem na miejscu, ale bezskutecznie. Dopiero w domu okazało się że do zbiornika wlała mi się woda. Prawdopodobnie przez niedokręcony korek zbiornika paliwa.
W domu postanowiłem po śladzie z GPS-a sprawdzić czy faktycznie to co jechałem było OK. Wyszła mi mniej więcej taka statystyka:
Odcinek dzienny, niedziela, jazda we trzech, średnia prędkość 20 km/h
W nocy w niedzielę, we dwóch, średnia prędkość 35 km/h
W poniedziałek jechałem sam i do momentu zalania quada średnią prędkość
miałem 42 km/h. Chłopaki którzy obstawili pudło średnią mieli w granicach 50km/h