Zaczeło się od opterj rozgrzewki i kilkuset następujacych po w odstepie ok 4m gór i dołów, czyli od skoku do skoku.
Dal quada przeprawowego na agresywnych 26 calowych kołach to zajecie nieco karkołomne ale dwa Kingi 700 i moja bomba radziły sobie nieżle choć niektórzy narzekali na dobijające amrtyzatory.
Ośka syna jednego przeprawowców była w swoim naturalnym środowisku i lekko na ohlinasach i pod 11 letnim jeźdźcem podskakiwała nic sobie z tego nie robiąc...
Pierwsza przerwa ujawniła średni wiek jeźdźców
![Very Happy :D](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_biggrin.gif)
Pierwsza przeprawa wodna uyjawniła pewnie nieszczelności jednego z Kingów,. który długo dawał się prosić o ponowne odpalenie. Trzeba był opłukać quady z kurzu.
Natrafiliśmy ma ok 200m fantastyczną patykowo - ściókową rzeczkę, która bardzo na przypadła do gusutu. Moze moi kompani pokażą zdjęcia.
Niestety potem czekało nas oczyszczanie wahaczy z trawy i patyków. Wyjąłem ich chyba z 10. Trzeba dbać o manszety. Napoważniej do sprawy podszedł Grzesiek, quadąc maszyne na bok.
Jazda obfitowała w karkołomne podjazdy, które z dołu wyglądały bardzo groźnie, ale kiedy przełamaliśmy strach okazały się zjadliwe. Zaliczaliśmy jedne za drugim. Niektóre był chyba najstromsze z dotąd przeze mnie zaliczonych.
Na końcu szlaku przed powrotem do domu natrafiliśmy ba zarośnięte bagienko, kończące się jeziorkiem. Obyło się na szczęście bez topienia.
60 kilka lilometrów kurzu, 6 godzin jazdy, kilkaset hopek....fajnie spędzony dzień!