
Chciałbym podziękować wszystkim za świetny wyjazd. Pierwszy raz jechałem w takim gronie i jestem mega zadowolony. Podziękowania dla Roberta, Simona, kolegi na BruteForsie oraz oczywiście Prezziego.

A teraz trochę o naszej podróży. Dzień mieliśmy piękny, mnóstwo śniegu, wszystkie drogi zaśnieżone. Trasa prawie 100 km biegnąca do Kołbieli i z powrotem. Piękne dojazdówki i szarże krętymi leśnymi dróżkami (tereny prywatne – mieliśmy pozwolenie właścicieli).

Na miejscu Simon z naszą nieznaczną pomocą przetarł szlak na na niezła górkę. Problemem był tak na prawdę brak miejsca do nabrania prędkości gdyż skarpa wynużała się wprost z głębokiego (jak mówi legenda) stawu. Nie byliśmy pewni grubości lodu ale coraz pewniej poruszaliśmy się po nim.

Prezzi zapędził się niepostrzeżenie na sam koniec stawu gdzie, jak głosi wspomniana legenda, wylewane są ścieki i lód jest cieniutki. Udało mu się jednak wyjść z opresji mimo przytankowania do przedniego kufra sporej ilości wody.

Bawiliśmy się tak beztrosko aż Simon wpadł lekko do wody, następnie wyciągając go ja a w ostatniej kolejności Robert, (zdjęcie – grizzly) który wpadł do wody po pas.

To niestety zmusiło nas do zakończenia zabawy i rozpalenia ogniska co mimo podpałek zajęło nam ponad pół godziny.

Robert wysuszył się i przebrał w co mógł i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Mamy sporo materiału z Robertem i jak tylko przejmę jego część to zmontuje z tego jakiś film i zamieszczę na stronce.


Chciałbym wtrącić jeszcze pewien fakt. Nasza wycieczka odbyła się w niedziele czyli równo rok po moim wypadku.
Do zobaczenia w terenie już niedługo
P.S.
Na pierwszym zdjęciu widzimy efekty wrzucania linki do kufra (zamiast nawinąć ja na bęben wyciągarki) po długim topieniu.



A tu grupka fanatyków Bombardierów, których spotkaliśmy w Kołbieli.


















