Postaram się krótko o ostatniej Dziczy.
Z czwartku na piątek spałem dwie godziny bo trzeba było przygotować quada ( jak zawsze wszystko na ostatnią chwilę ) do tego jeszcze w nocy dziecko mi się rozchorowało tak więc wyjazd zawisł na włosku. Na szczęście rano było lepiej i po zakończeniu roku w szkole z córką do auta i w drogę. 7 godzin dojazdu na miejsce dał mi w kość i po drodze już zasypiałem za kółkiem, z przerażeniem myślałem o 20 h trasy.
Na szczęście Jarek wylosował start o 23.00 więc udało się wykroić 30 minut snu przed startem. Jak się później okazało nasz pierwszy OS 3 to jednak nie było dobre losowanie.
Start, krótka dojazdówka i jesteśmy na OS 3. Po kilku minutach doganiamy 2 czy trzy teamy które startowały przed nami. Jako pierwszy napiera Dziki –Husky. Po kolejnych minutach zostaje przed nami tylko Dziki ale i on demoluje sprzęta i zostajemy sami. To początek naszej gehenny. OS 3 zabiera nam 6 godzin. Trasa kompletnie nie przejedna a miejscami nie do przejścia na nogach. Walczymy głową i mięśniami ale po wyjeździe z OS 3 jesteśmy pewni, że rajd mamy z głowy i o dobrym wyniku nie ma co marzyć. Morale bliskie zeru. Kolejny OS to 4. Po drodze spotykamy Łukasza i dostajemy info że Jarys jedzie jak natchniony. Zapominamy o pierwszym miejscu ale próbujemy walczyć o pudło. Dodatkowo okazuje się, że na OS 4 było już kilka dachów więc zaczynamy ostrożnie. Esencją tego OSu są zjazdy i podjazdy a pomiędzy nimi trawersy. Wszystko przy padającym deszczu i osuwających się kamieniach. Jakoś strasznie to nie wygląda więc zaczynamy jechać i po chwili okazuje się, że tniemy w zasadzie cały OS 4 na kole. Moim zdaniem najlepszy OS na rajdzie – podjazd w górę na trawers zawijka na drzewie i fajka w dół bo inaczej może postawić bokiem. Miodzie.
OS 5,6,1 zlewa się w jeden ciąg walki i upodlenia w ciągle padającym deszczu. Powoli nadrabiamy straty i na ostatni OS 2 wjeżdżamy podobno równo z wjazdem Jarysa na OS 1. Dla niego i dla nas to ostatni OS. OS 2 wita nas jeziorkiem do przejechania, mam obawy co do moich dziurawych snorkli ale co robić. Woda zostaje za nami a my jesteśmy pewni, że to koniec OS i szczęśliwi myślimy już o gorącym prysznicu. Niestety rzeczywistość okazuje się inna, OS 2 ciągnie się i ciągnie i końca nie widać. Zmęczony jestem jak pies i zaczynam popełniać błędy. Dodatkowo włącza mi się opcja „strach” i zaczynam bać się podjazdów. Na szczęście Jarek ( siła spokoju ) uspokaja sytuację. OS 2 skończony. Jarys jednak był szybszy i skończył OS1 przed nami – jest już podobno w bazie. Startował 30 minut przed nami więc mamy zapas – powinno wystarczyć. Wystarczyło. Jesteśmy 20 minut przed nim – znowu pierwsi. Prawie 15 godzin jazdy non stop. Uścisk ręki z Jarkiem, quady na przyczepy i lulu. Na rozdaniu nagród okazuje się, że główna nagroda to przyczepka do quada ( nie na quada ) . Wygląda jak budka z Hot Dogami i wszyscy mają z nas ubaw ale darowanemu koniowi w zęby się nie patrzy.
Mega trudny rajd. Z jednego OSu na Dziczy dało by się zrobić spokojnie cały rajd. Trzeba by tylko dać klika kilometrów dojazdówek. Nie będę się rozpisywał o organizacji bo jak zwykle było ok. ale ja pewnie mało obiektywny jestem. Co ważne nowe miejsce to zdecydowana poprawa warunków bytowych. Domki były super a i biesiada nieporównywalnie lepsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Czytając posty na temat Poland Trophy i tego co tam się działo to wiem dlaczego wybrałem Dzicz.
Na quada nie mogę patrzeć a odparzony tyłek boli do tej chwili ale co robić na kolejną edycję już się zapisałem.
