Mieliśmy w ten weekend naprawdę wspaniałą wycieczkę na quadach!

Mało, że była cudowna pogoda (słoneczko, lekki wiaterek), piękne krajobrazy rozciągających się bez końca zielonych łąk, lasów i nieba które było niebiesko niebieskie

to jeszcze zebrała się fajna grupa składająca się z bardzo ale to bardzo pozytywnych i uśmiechniętych ludzi

.
A więc:
do Rydzewa jechaliśmy rzeczywiście tylko szutrami no i wiadomo, że kurzu sporo się nawdychaliśmy

. Prezzi do dzisiaj kaszle tak jak by miał grużlice

. Zresztą nie omieszkam później dodać jego zdjęcie, które zrobił po dotarciu na miejsce, po obejrzeniu fotki nikt nie będzie mieć więcej pytań

.
Ale jechało się bardzo miło, mieliśmy kilka postoi w tym jeden nad Bugiem w Broku - na bardzo fajnej plaży do zabaw na quadzie i do robienia zdjęć

. Tam też zjedliśmy dobry obiad (na szczęście nie wystraszyliśmy Panią kelnerkę zbyt mocno i po zdjęciu białego obrusu mogliśmy zasiąść do stołu

).
Na miejsce dojechaliśmy koło godziny 22.00 (czyli w sumie jechaliśmy koło 12h). Na miejscu czekał nas uroczy cieplutki domek do którego rzuciliśmy się prawie biegiem

.
Mam nadzieje, że ten kto wymyślił prysznic dostał Nobla!
Potem po ogarnięciu się i po zebraniu resztek sił poszliśmy w ciemną noc w poszukiwaniu jedzenia (straszny nałóg to jedzenie

), ale okazało się, że w Rydzewie o 12 w nocy już nic nie zjemy

. Nie myślcie jednak, że się tak łatwo poddaliśmy

bo nie! Byliśmy jeszcze w Giżycku w co najmniej 3 knajpach i nawet koło jednej restauracji, ale nie dostaliśmy nawet kanapki

. I w końcu taksówkarz zawiózł nas do sklepu spożywczego, który na nasze zdumienie, Panie właśnie zamykały. Na szczęście otworzyły jeszcze na chwilę

.
Następnego dnia Marcin Rydzewo zabrał nas na swój terenik, bardzo fajny i ładny, gdzie Panowie sobie jeździli, przejeżdżali przez konary drzew, topili się i podobno był straszny sajgon bo Prezzi naprawdę nieźle zanurzył quada

. Ale, niestety, nie wiele mogę napisać bo nie widziałam tego, lecz zupełnie zresetowana siedziałam na łące, patrzyłam w niebo i słuchałam kumkania żab. Polecam

. Simon ma fajny filmik z topienia to pewnie zapoda
No a w niedzielę powrót i obiad w tej samej knajpie nad Bugiem

. Biedna Pani musiała znowu zwijać obrusy, ale chyba nas lubi

.
Muszę jeszcze tylko zaznaczyć, że w sobotę rano jedliśmy królewskie śniadanie w "Czarnym Łabędziu" nad samym jeziorem. Królewskie nie było tylko ze względu na jedzenie, pogodę czy to, że nad jeziorem, tylko ze względu na te rzeczy plus towarzystwo i klimat który stworzyliśmy i uczucie zadowolenia, które nas ogarnęło:uśmiech: .
Co tu dużo gadać - życie jest piękne!
