druga połowa trzeciego dnia będzie bez zdjęć
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
po pierwsze to było ciężkie popołudnie
po drugie zdjęcia zrobione i tak nie miały prawa "wyjść"
po trzecie co w vegas zostaje w vegas
![Smile :)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_smile.gif)
teraz wycinek z moich notatek :
(tylko dla wytrwałych bo bez obrazków) !!!
Opuszczamy wioskę Damara w kapitalnych nastrojach żegnani serdecznie przez jej mieszkańców.
Niestety już po kilku kilometrach dopada Nas proza podróży - brak paliwa w jednym z quadów.
Szybka dolewka kilku litrów i ruszamy w kierunku stacji - dzieli Nas od niej wg nawigacji raptem kilka kilometrów.
Mijamy lokalne lądowisko dla awionetek - z racji ogromnych odległości w tym kraju, farmerzy często korzystają z tej formy transportu.
Trafiamy do miejsca oznaczonego na mapie jako stacja - owszem stoją dwa dystrybutory które chyba lata świetności mają już za sobą.
Jednak nie ma co wybrzydzać bo do najbliższej kolejnej stacji prawie 100 km i to w kierunku odwrotnym niż planowana przez Nas trasa.
Lokalesi jak wszędzie witają Nas serdecznie i z rozbrającą szczerością informują że i owszem paliwo mają - tyle że tylko rope.
Benzyna ? Benzyna była ale ostatnio trzy tygodnie temu ...
No to mamy niezłego klopsa. Raz - opoźnienie mamy spore, dwa - najbliższa stacja w odwrotnym kierunku i to za daleko żeby dojechać na tym co mamy, trzy - nie wiemy czy stacja niedaleko Naszego planowanego miejsca postoju nie powita Nas taką samą informacją (nawet jeśli ktokolwiek z Nas tam dojedzie).
Po krótkiej naradzie postanawiamy się podzielić tym paliwem które mamy w miarę po równo tak aby dojechać wspólnie jak najdalej.
Liczymy, że powinniśmy wszyscy pokonać jakieś 70-80 km. Zostawiamy w zapasie paliwa tyle, aby dwa quady od miejsca gdzie planowo ma się Nam skończyć paliwo dojechały brakujące do stacji 50 km i mogły wrócić z paliwem dla reszty ekipy.
Uzgadniamy, że jedziemy parami w odstępach z optymalną pod względem spalania prędkością. Pierwszy punkt zbiorczy po 50 km - tam na pewno każdy dojedzie na tym co wlaliśmy.
Później planujemy robić postoje co 10 km tak aby nikt nie został sam bez pomocy i aby wspólnymi siłami dojechać jak najdalej.
W ostatniej parze jedzie Rafał który jako jedyny ma paliwo w kanistrach i ewentualnie pozbiera tych którzy 'wyschną' najszybciej.
Lokalesi pozwalają Nam zaopatrzyć się u nich w zapas pitnej wody butelkowanej i życzą szczęścia przepraszając że nie mogą Nas poratować benzyną.
Pytają gdzie jedziemy (jak się za chwilę okaże ich ciekawość ratuje komuś tyłek).
Ruszam w pierwszej parze z Kosmitą ... jazda przez trzy kwadranse Can-amem z prędkością ekonomiczną po szerokiej na sześć metrów, szutrowej równej jak stół drodze, jest niewyobrażalną torturą.
Przez głowę przechodzi mi myśl, że gotów jestem pchać gada nawet i dziesięć brakujących kilometrów w afrykańskim słońcu tylko pozwólcie mi odkręcić gaz na maxa bo sie zaraz udusze ...
Pokonujemy pierwszy planowa odcinek i czekamy na resztę ekipy - dojeżdżamy w komplecie i przy akompaniamencie święcących bądź mrugających kontrolek ruszamy dalej.
Kolejne dziesięć kilometrów i postój. Brakuje tylko ostatniej pary - czyżby już zabrakło im paliwa ? Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami czekamy 15 min - jak nie dojadą ktoś się wraca.
Widzimy po chwili tuman kurzu - jadą. Piroman jescze dobrze się nie zatrzymał już zaczyna krzyczeć - nie uwierzycie chłopaki k. nie uwierzycie co się stało.
Opowiada, że z ostatniego postoju mieli ruszać jako ostatni, czekają aż kurz po Nas opadnie i już mają ruszać kiedy na pełnej prędkości dopada do nich Land Rover i wyskakuje z niego dwóch lokalesów krzyczącz i gestykulując w ich kierunku.
Chłopaki zbladli i nie wiedzieli o co kaman - zrozumieli tylko 'big problem', 'too fast' i 'money'. Pierwsza ich myśl była, że kogoś za bardzo okurzyli i ktoś chce z nich zedrzeć kase ...
Po chwili jeden z nich wraca się do auta i wyciąga coś ze środka - Piroman myśli - poszedł po giwere odstrzelą Nam łby
![Smile :)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_smile.gif)
Tymczasem kolo idzie w ich kierunku ze skrzyneczką Peli w której Piroman miał dwa telefony komórkowe, paszport, wszystkie dokumenty i pieniądze.
(nooooo Piroman skąd my to znamy ... no skąd My to do cholery znamy hahahahaha)
Mowę Nam wszystkim odjęło - Piromanowi cały czas się broda ze wzruszenia trzęsła - chłopaki grzali za Nami autem ponad 50 km (od miejsca planowanego tankowania) żeby oddać zgubę.
Właściwie to trudno wyrazić w słowach wdzięczność dla tych ludzi, ich poświęcenia ... po prostu brak słów.
Ruszamy dalej pomni tego że problem braku paliwa i późnej pory nie minął.
Jadąc każdy z Nas zapewne myśli o tym co zrobili ci ludzie. My biali - Oni czarni - w skrzyneczce - nie licząc bezcennych dla Piromana dokumentów, równowartość przekraczająca zapewne roczne zarobki nie tylko tych ludzi ale pewnie całych ich rodzin ...
Namibijczycy którzy niepodległość tak naprawde odzyskali dopiero w latach 90-tych ubiegłego wieku. Namibijczycy u których ciągle różnice rasowe są masakrycznie odczuwalne i zauważalne.
Namibijczycy ktorzy cierpieli apartheid ze strony białych, którzy byli i są przez białych w tym kraju traktowani (mimo że prawo oficjalnie stanowi inaczej) jak obywatele drugiej kategorii, czarni rdzenni mieszkańcy swej rodzimej ziemi którzy w ogromnej zdecydowanej większości nie mają prawie nic.
Szacun dla rdzennych mieszkańców tej ziemi ... zresztą nie pierwszy i jak się okaże nie ostatni raz - napewno jednak najbardziej spektakularny
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
...
Do kolejnego przystanku Piroman dojeżdza już na holu Marcina. Benzyna zaczyna się kończyć definitywnie.
Ruszamy jednak dalej. Mijamy wioske - postój. Kosmita melduje że jego Outlander zaczyna chyba kaszleć. Widzimy na horyznocie że watacha jedzie więc ruszamy - ile przejedziemy tyle przjedzimy i basta.
Po kilku kilometrach definitywnie stajemy. Dziwnie długo nikt do Nas nie dojeżdza. Mija naprawde długi kwadrans pojawia się Rafał. Melduje Nam, że Piroman, Marcin i Darek zostali gdzieś daleko z tyłu i już dalej nie pojadą.
Kiepsko - ja mam nie wiem litr może dwa - Rafał rozpina kanister - no tak tylko że albo On pojedzie sam po paliwo albo Kosmita sotanie tutaj w środku niczego sam a ja pojade z Rafałem.
Oba rozwiązania kiepskie i nie do przyjęcia - Kosmita nie zostanie sam a Rafał nie pojedzie w pojedynke - do stacji ponad 40 km.
Pytamy Kosmite czy ma jakiś nóż albo chociaz ostry śrubokręt żeby obronić się przed dzikimi zwierzętami - mine ma niewyraźną ale dzielnie oddaje Nam swoją nawigacje na 'wszelki wypadek' gdyby moja padła.
(zawsze staramy się jakby na to nie patrzeć maksymalnie się zabezpieczać i dublować wszelkie rozwiązania które mogą mieć wpływ na bezpieczeństwo - kolejny raz trzeba dodać, że jednak doświadczenie uczestników na takich wyprawach nie jest bez znaczenia)
Widząc mine Kosmity proponuje, żeby On pojechał z Rafałem a ja poczekam aż wrócą z paliwem
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
Zanim kończymy się dzielić z Rafałem paliwem na szczęście dojeżdżają chłopaki i wszystko jest git majonez.
Darek bierze Kosmite na hol (zlali do rincona fusy z wszystkich kanistrów i foczka jeszcze odpaliła).
Ja z Rafałem nie czekamy tylko gonimy do stacji. Umawiamy się że Darek z Marcinem podholuja Kosmite i Piromana ile się da i postarają się znaleźć w miare bezpieczne miejsce na postój.
Informujemy ich jednak szczerze, że jak na stacji nie będzie paliwa to wrócimy po nich rano ...
Dzida do przodu - nadajemy Naszej misji kryptonim 'misja Martyna' i grzejemy w strone stacji.
Zmienia się nieznacznie krajobraz, bliżej mu teraz do sawanny niż do marsjańsko-księżycowego 'niczego'.
To po lewej to po prawej pojawiają się żyrafy (je najłatwiej dojrzeć) strusie, zebry.
Nie ma mowy o postoju zdjęciach czy zachwytach, pylimy do przodu z Rafciem ramie w ramie świadomi tego, że gdzieś tam z tyłu chłopaki czekają, aż wrócimy z płynem życia do ich rumaków
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
Zaczyna się ściemniać a to niedobry znak dla Nich - nie są w stanie uciekać z pustymi zbiornikami przed niczym ani przed nikim.
Dociera do Nas powaga sytuacji coraz bardziej - Nasz wzrok pod daszkami kasków się spotyka - przyśpieszamy - musi się udać.
Na palcach pokazuje Rafałowi ile kilometrów do stacji - ocaniamy zapas paliwa - możemy grzać na maxa - dojedziemy.
Jego foczka aż kwiczy - Ja dopasowuje prędkość do niego. Jest - skręt z głównej drogi w lewo i stacja powinna być za pięć kilomterów.
Cztery, trzy, dwa ... ożżżżż zamknięta brama, płot, drut kolczasty, strażnik pod bronią - o co kaman ?
Podbijam do strażnika, nie kryje że troche okichany bo chwycił za broń - tłumacze że potrzebujemy paliwa bo nam zabrakło a koledzy zostali jakieś 40 km stąd z pustymi zbiornikami.
Tłumaczy że stacja już nie czynna i otwarta będzie rano a on tej bramy pilnuje bo nikt nie ma prawa po zmroku jej przekraczać ze względów bezpieczeństwa - tam dalej dzikie zwierzęta, słonie, lwy i inne - tam dalej park narodowy i po zmroku strasznie niebezpiecznie.
Nie ma opcji myśle - musimy chłopakom dostarczyć paliwo i w komplecie dobić do miejsca noclegu.
Pytam strażnika co zrobić aby jednak zdobyć paliwo. Myśli chwile i pokazuje ręką tlące się w oddali światełko - tam może być ten gość co stacje obsługuje.
Jedziemy, zgarniamy gościa z miejsca które okazuje się być 'barem' pośrodku niczego ale to teraz nie ważne. Dojeżdżamy z Nim do bramy, strażnik puszcza Nas bez problemu.
Tankujemy zbiorniki w quadach i wszystkie kanistry jakie mamy przy sobie. Pytam kolesia czy za dwie godziny też będzie w tym 'barze' bo będziemy wracać z chłopakami i chcielibyśmy dotankować co sie da do pełna.
Obiecuje że będzie - choć jak spojrzałem mu głeboko w oczy to sobie myśle uhmmmm będzie - ciałem ale napewno nie duszą
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
Nieważne - odwozimy gościa do baru - na bramie tłumacze strażnikowi że My tu wrócimy z całą ferajną takich popaprańców na quadach - uśmiecha się wyraźnie Nam nie wierząc, po chwili jednak nabiera oficjalnego tonu i oznajmia, że po zmroku nikt przez tą bramę nie przejedzie i mamy się zastanowić czy napewno chcemy wyjechać.
Mamy wache - reszta - kto by się martwił resztą. Jakoś gościa przekonamy żeby Nas przez tą bramę w nocy przepuścił (o ile do bramy dojedziemy przeszło mi przez myśl).
Przećwiczone znaki w języku migowym quadowców między mną i Rafałem i gnamy bez chwili zastanowienia po tracku spowrotem do chłopaków.
To są właśnie chwile w których między facetami w kaskach rodzi się więź której nie zrozumie nikt kto takich chwil nie przeżył.
Zwierząt przy drodze a chwilami nawet na drodze coraz więcej - robi się niebezpiecznie ale starmy się nie zwalniać.
Te trzydzieści pare kilometrów ciągnie się w nieskończoność i nawet mnogość zwierząt nie robi na Nas wrażenia. Znów żyrafy, zebry, strusie, antylopy, kudu i co tam jeszcze nie rusza Nas dopóki nie pojawia się na drodze.
Wreszcie docieramy do chłopaków - nie kryją radości z Naszego powrotu. Szybkie tankowanie i dzida.
Tym razem z Rafałem startujemy na końcu - trzeba chwilke odsapnąć. Po drodze mieszamy się kilkukrotnie bo jednak pokusa zrobienia zdjęć z dzikimi zwierzakami żyjącymi na wolności bierze góre.
W sumie to nam wszystkim wszystko jedno - najważniejsze że jesteśmy w grupie mamy paliwo i gdzieś cały świat
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
Zatrzymuje się patrząc jak chłopaki robią sobie zdjęcia z żyrafami w tle - wiem że nic z tych zdjęć nie wyjdzie bo jest po prostu za ciemno - jednak to nie jest ważne - wreszcie mamy dzikość afryki na wyciągnięcie ręki !
Chwila moment i nad Naszymi głowami rozbłyska milion miliardów gwiazd - niesamowity widok.
Piłujemy sprzęty do miejsca planowanego noclegu - zanim docieramy do bramy z drutem kolczastym jakis nienormalnym discover'em mało nie taranuje jednego z Nas.
Mój dobry znajomy z kałachem przewieszonym przez ramię otwiera Nam bramę - na stacji podobno jest obsługa ...
Jest nie tylko obsługa ale i Land który o mało Nas przed chwilą nie staranował - chłopaki są gotowe do samosądu jednak zdrowy rozsądek bierze górę.
Obserwujemy w milczeniu jak biały pierdzielony emeryt beszta po niemiecku czarnoskórego obsługującego stację chłopaka (tego samego ktorego wyrwaliśmy z baru z Rafałem) - nie jest Nam łatwo ale zgodnie uznajemy że tak będzie i dla Nas i dla wszystkich lepiej.
Tankujemy co mamy do pełna po korek pod kapsel i nawet do kieszeni
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
Wysyłamy Darka do campu gdzie mamy rozbić namioty żeby zrobił szybki research i załatwił co trzeba bo jesteśmy zajechani jak konie po niskobudżetowym westernie.
(od stacji do campu sie okazało jest mniej niż kilometr)
Po chwili wpadamy na teren kampu - parkujemy quady. Okazuje się że pojawia się mega babol.
Jak to zwykle bywa są dwie informacje - jakaś tam i zła ta druga. Pierwsza jest taka, że Zdeżak ma felgi ma opony i dalej pojedzie z Nami - choć dotrze do Nas dopieor jutro.
Druga jest taka ze Nasz wóz obsługi nie zdążył przed zmrokiem i jest w ... daleko od Nas i nie dotrze do campu bo jest ciemno i oni nie mogą jechać w nocy bo ryzyko jest zbyt duże.
No tak - wypas - nie mamy szczoteczek do zębów, nie mamy bielizny, skarpetek, sprzętu do makijażu - nie mamy namiotów, śpiworów i zupek instant.
Bierzemy pokoje - właściwie całe bungalowy bo i tak innych miejsc noclegowych nie ma - Darek robi rezerwacje - podejrzanie tanie jak na miejscówke z ktorą przychodzi Nam sie zmierzyć.
Dzielimy się wszystkim - skarpetkami, pastą do zębów, koszulkami co kto ma przy quadzie oddaje
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
Postanawiamy nie wieszać psów na orgu i wozie technicznym z lokalesami - dzień był tak zaje-fajny że na te detale mamy wylane.
Wbijamy po dwóch kwadransach do drink baru na kampie - czas na browar i zjeść coś szlachetnego (znaczy smakującego inaczej niż turystyczna - nic tej ostatniej nie ujmując).
Śmiesznie wyglądamy bo po prysznicu każdy włożył co akurat miał czystego albo pożyczonego od kolegi - byle wolnego od piachu i kurzu.
Dostajemy po browarze i karcie dań. Zamawiamy - kelner poprosił o pomoc - jest problem.
W cenie bungalowa mamy posilek gratis - tylko że każdy z Nas zamówił po dwa posiłiki
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
Tłumaczymy koledze że nie ważne - dawaj koryto - wystaw rachunek
![Smile :)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_smile.gif)
Nasz czarnoskóry przyjaciel połowe najdroższych dań wbił nam na gratisowy rachunek a drugą połowę zapisał jako płatną - jak ich nie kochać pytam.
Fajną sceną tego wieczoru było jak wbiliśmy do tego baru, tam nasi 'koledzy' z land'a co Nas mało nie staranowali stolik obok - okazalo się, że to przewodnicy(!) wycieczki niemieckich emerytów z ktorymi chwilę wcześniej się zbrataliśmy, bo bardzo zaintrygował ich Nasz język.
Tłumaczymy im, że my z Polski na quadach zwiedzamy kraj, opowiadamy im przygody z dwóch dni, że dzisiaj mało Nas nie staranował tuż obok Land Rover i takie tam ...
Na to przewodnicy z Landa siadają do stolika obok a Ja mowię do emerytów, że to Oni chcieli mi kolegów w nocy przejechać ... emeryci zaaaaaaabuczeli wiadomo było że napiwków nie będzie a szuje z landa szybko zjedli co mieli na talerzach i sie ulotnili
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
Ekipa przewodników poszła spać a z emerytami siedzieliśmy do późnej nocy
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
Aaaaaaaa zjedliśmy i wypiliśmy w sumie za darmo do odcięcia - choć nie było to - jak się później okaże najlepsze żarło w kraju
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
Pojedli, popili, zintegrowali się z emerytami niemieckimi i stali sie idolami miejscowej obsługi campu - wiedziliśmy, że nie będziemy musieli wstawać wcześnie rano więc co sobie mieliśmy żalować
![Wink ;)](https://quadzik.pl/forum/images/smilies/icon_wink.gif)
Dzień trzeci dobiegł końca ... oooooooooooo ...