Niedziela... 17.03 za oknem wschód na termometrze - 5,6 st Godzina 6:00
Na Siekierkach gdzie temp i warunki pogodowe zawsze odbiegają od normy już jest -12 st C a w Rembertowie notuję -14,5 st C
Na szczęście słoneczko lekko grzeje i nie jest to tak odczuwalne.
7:40 i już jestem na miejscu ustawki z Maćkiem gdzie zastaję go w towarzystwie Huberta i Kuby na BF.
Okazuje się że Kuba przyjechał na holu z Hubertem bo aku odmówił posłuszeństwa. Podbijamy więc do mnie pod dom i reanimujemy gadzinę z kabli. Chwile później już lecimy w strone kolejnego punktu ustawki stacji BP.
Na miejscu zastajemy Tomka, Marcina z kolegą na KQ i Rafała, tankujemy, ustalamy punkt następnego postoju i za około 30 minut już jesteśmy na fortach !!! To chyba jakiś rekord świata. Tomek pruł jak szalony, po drodze Maciek wypadł delikatnie z trasy
a ja przedzierając się przez krzaki chcąc ominąć słabo zmarznięte bajorko zerwałem kamerkę z kasku
Ostatni uchwyt poszedł się ... Chwile mi zajęło zanim się zorientowałem że jej nie mam i zanim ją znaleźliśmy, a konkretnie znalazł ją Marcinus.
Po krótkim odpoczynku na fortach i paru oddanych skokach z znajdującej się tam hopki udajemy się na śniadanko tam gdzie zwykle.
Marcin wykonał jeszcze serwis reklamacyjny swojemu koledze na KQ ponieważ jedna rurka od snurkla tak jak by odpadła
Maćka cały czas korci aby wjechać na zalew ale po dźwiękach napinającej się tafli lodu i chlopiącej pod nim wody rezygnuje ale... nie na długo.
Po śniadanku udajemy się na druga stronę zalewu w okolicach barki i bez zastanowienia wbijamy się na lód
każdy odwala co potrafi ludzie szaleją błyski fleszy i telefony w łapach, po 20 minutach uznajemy że wyczerpał nam się repertuar i spadamy w trybie natychmiastowym
Chwilę później proponuje udać się w kierunku Bugu aby tylko nie wracać jeszcze do Raju i tak też się dzieje. Tomek tnie jak przecinak az mi się gęba sama cieszy szczególnie że nowe oponki rwą glebę jak szalone.
Dojeżdżamy do zamarzniętego bajorka w lesie nieskażonego śladami quadów, jest długie i niezbyt szerokie. Sondujemy lód najeżdżając delikatnie quadem, lód pęka ale jedziemy dalej.
Po chwili już cały quad jest na lodzie i nie widać dalszych pęknięć
długo się nie zastanawiając wbijam się z rykiem na taflę zaraz za mną Maciek i prujemy na drugi koniec bajorka.
Spędziliśmy tam sporo czasu bo miejscówka okazała się zaje*****.
Po ustaleniu kolejności podczas dalszej trasy tzn zapierniczający z przodu jadący wolniej z tyłu ruszamy znaną nam trasą w kierunku Bugu.
Po drodze próbujemy karmić twixem konie które chyba były już przyzwyczajone do tego, że śmigamy tą trasą
Dojeżdżamy do Bugu i przedłużamy sobie trasę o długość wału przeciwpowodziowego.
Na końcu dociera do nas że każdy ma wir w baku i trzeba szukać stacji, Tomek z miejscowym tubylcem ustala, że stacja jest 8 km stąd jadąc fusfaldem w przeciwnym kierunku niż przyjechaliśmy.
Po kilkunastu minutach jesteśmy już na stacji i zadowoleni zalewamy nasze monstery.
Nagle dzieje się coś dziwnego po drugiej stronie dystrybutora widzę niebieskiego odbierającego kluczyki tym którzy mieli nieporejestrowane quady... Przecieram gały ze zdumienia ale niebieski nie znika tylko stoi przedemną z wyciągniętą łapa a drugą wskazuje na brak tablicy. Posłusznie oddaję kluczyk ( przeszło mi przez myśl żeby oddać od kłódki bo miałem je spięte razem ) ale uznałem że jak się kapnie to się wkurzy
po za tym i tak bym się nie spinał...
Oddałem więc grzecznie kluczyk dalej będąc w szoku, dokończyłem zalewać paliwko i poszedłem zapłacić. Gość za kasą w środku powiedział że to straszni służbiści.
Jak się później okazało widzieli nas jak mijaliśmy ich podczas gdy oni kontrolowali jakiś samochód - auto mieli nieoznakowane. Z zeznań świadków wynika że gdy przejeżdżali obok stacji benzynowej na której tankowaliśmy dosłownie w ostatnim momencie nas zauważyli, cofneli, wjechali pod prąd i przystąpili do pracy.
Długo próbowaliśmy tłumaczyć brak dokumentów OC, tablic itp Niebieski był nieugięty aczkolwiek widziałem promyk nadziei kiedy kolejny do kontroli poddał się Marcin.
Znamy go przecież z umiejętności negocjatorskich szczególnie gdy po drugiej stronie jest niebieski
Jednak pan władza był nieugięty...
Przeparkowali się na bok i kazali czekać, wysłaliśmy Marcina z Kubą na ostatni desperacki atak z wolną ręką odnośnie proponowanych rozwiązań zaistniałej sytuacji.
Po kilku minutach freestajlu przy szybie niebieskich wracają z garścią naszych kluczyków i papierami
Ufff.... odetchnęliśmy z ulgą, bo pierwszy raz miałem wrażenie że nie rozejdzie się to po kościach. Chwilę potem już pruliśmy w stronę BP. Tomek wybierał super ścieżki i spuszczał palca z gazu. Zanim sie obejrzeliśmy już byliśmy na Kruczku ja z obolałym od ciśnięcia kciukiem skurczem w lewej dłoni od duszenia sprzęgła i w lewym udzie czyli to co zwykle
Szybkie pożegnanie i już gnam na myjnie bo o 16 mam urodziny chrześniaka, Maciek Hubert i Kuba lecą ze mną.
Pękło chyba z 140 km w maga szybkim tempie jak dla mnie wyjazd zajefajny, żadnych awarii, żadnych wypadków, pogoda mistrzostwo świata szkoda tylko że squad niepełny ale życie...