yamaha Grizzly 700 vs honda Rincon 680

Wasze doświadczenia i problemy z quadami Yamaha Grizzly 550/660/700
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Pingwin Legnica
PingwinSquad
Posty: 1891
Rejestracja: pn 17 lis, 2008
Quad:: osiołek :)
Imię: Daniel
Lokalizacja: Legnica dolnośląskie
Kontakt:

yamaha Grizzly 700 vs honda Rincon 680

Post autor: Pingwin Legnica » ndz 16 gru, 2012

Porównanie Hondy Rincon 680 z Yamahą Grizzly 700.
Tak się złożyło, że obie maszyny znalazły się w moim garażu więc zrobiliśmy sobie mały test porównawczy.

Poza wyposażeniem fabrycznym dodatkowo mamy w obu quadach: wyciągarki i osłony. W Rinconie mieliśmy Zille 26" a Grizzly: Alltraki 25", poszerzony tylny offset i utwardzone zawieszenie. Bez tych dwóch ostatnich rzeczy - nie wyobrażam sobie właściwego użytkowania tego quada. Nie da się nim po prostu jeździć.

Wcześniej Hondy nigdy nie brałem pod uwagę ponieważ jej niska moc 35 KM i niskie zawieszenie całkowicie ją dyskwalifikuje pod moim 120-kilogramowym tyłkiem!

I teraz moje obserwacje (zaznaczam, że nie są to dane katalogowe ale moje odczucia):

Wygląd i pierwsze wrażenia:

Yamaha Grizzly
- Grizzly wygląda jak "maho" w porównaniu z "zabawkową" Hondą. Jest jakiś taki bardziej "męski" i masywniejszy.
- wspomaganie kierownicy w Yamasze (EPS) to jest to! Ręce po prostu odpoczywają
- wyższe zawieszenie na pewno lepiej poradzi sobie w terenie
- dwa duże schowki - jeden hermetyczny i mega wielki pod kanapą
- większe bagażniki
- licznik odporny na rolki
- skrzynia pasowa, która zmienia przełożenia bezstopniowo plus reduktor plus blokada dyfra

Honda Rincon
- wygodniejsza kanapa
- siedzi się jakoś niżej
- licznik czytelniejszy
- skrzynia automatyczna plus ręczna zmiana (3 biegi)
- obserwując quada od spodu to widać trochę inną konstrukcję podwozia czyli wszystko jest niżej aby obniżyć środek ciężkości, manszety nie są narażone na uszkodzenia,
w ogóle ta konstrukcja wygląda dużo lepiej i solidniej
- to mogę również potwierdzić jest mniej awaryjna - co nie znaczy że grizzly jakoś często odwiedza serwisy
- automat czyli zero stresu z jego zalaniem czy zmianą paska, o snoorkle nie wspomnę

a teraz to co tygrysy lubią najlepiej czyli jazda:

Ruszamy:
Rincon rusza płynnie po muśnięciu gazu i może się dosłownie toczyć
grizzly musi dostać więcej gazu, praktycznie nie potrafi jechać bardzo wolno i płynnie.

Bardzo wolną jazdę możemy uzyskać jedynie na hondzie, dźwięk silnika i tłumika w Yamasze jest ładniejszy, "dudniejszy" i niestety też dużo głośniejszy.

Przyspieszamy:
W Grizzlym czuć te 50 KM rusza i pędzi i pędzi aż do 100 kmh. Żadna Honda nie będzie pluła mu w twarz! Ma jechać tam gdzie jej miejsce czyli w ogonie ze swoimi 35 KM!

W Hondzie wciskam gaz

i SZOK!

Quad przyspiesza doskonale potem zmiana biegu przez automat i znowu... patrzę kątem na licznik a tam stówka pęka bez największego wysiłku!

Tutaj muszę dodać, że silnik ma w Hondzie ma przy 100 kmh ma dużą niższą prędkość obrotową dzięki skrzyni biegów. Nie wiem czy widzieliście jak pracuje przekładnia pasowa w Grizzlim. Ma niewielki stopień przełożenia a reszta z obrotów silnika.

Przy prędkościach 70-80 km Honda jest wyraźnie stabilniejsza i pewniejsza, lepiej zachodzi tyłem. Co by było gdyby Gryzzli był na fabrycznym zawieszeniu? Pewnie walkower?

Błotko:
Niestety nie testowane ale możemy śmiało założyć, że dzięki wyższemu prześwitowi Yamahy to ona szybciej nas wyciągnie na zewnątrz.

no i zaczynamy górki:

Zjazdy:
W Grizzlym standard - duża i stroma górka zapinamy "L" puszczamy wszystkie osprzęty i quad delikatnie, hamując silnikiem sprowadza ridera na sam dół. Mniejsza górka - spuszczamy go na "H".
Tak samo powoli z jednostajną prędkością zsuwa się w dół śmiejąc się ze swoich hamulców tarczowych - jakby chciał powiedzieć " po co one w ogóle tutaj są?". Bardzo dobrze.

Siadam na Hondę. Przypominam sobie kolegę, który mi kiedyś opowiadał, że hamulec silnikowy w Hondzie działa tak, że zapina się drugi bieg i delikatnie dodaje się gazu i tym samym silnik wyhamowuje.

Wybieram tę górkę, którą grizzly ma obcykaną. Pośrodku górki jest podbicie ale co tam. Wyhamuje silnikiem. Nie dotykając hamulców - które w porównaniu z grizzlym są po prostu słabe. Spuszczam się w dół. Quad się rozpędza ale co tam! Szukając owego hamowania silnikiem dodaje gazu.
W jednej chwili zobaczyłem swoje życie przed oczami bo quad gnał w dół jak strzała. Grizzly puchł już ze śmiechu a ja sam na tym czerwonym kamikadze pędzę w dół. Trafiam we wcześniej wspomniane podbicie. Uginam ręcę w łokciach i myślę po co ci to było? Masz wspaniałego grizzliego a pchasz się na takie "cóś" - RED KAMIKAZE. Jakoś się jednak udaje i wciskając z całej siły hamulce hamuje na dole. Ufff! Pot spływa mi z pleców do pewnego rowka, a serce w stanie agonalnym. Ale żyje! Panowie z Hondy powinni długo potestować quady konkurencji bo hamowania silnikiem w Hondzie nie ma i koniec!
To co tam jest to jakiś opóźniacz-wytracacz. Morderca riderów.

Inny problem to moim zdaniem Honda ma zbyt miękkie zawieszenie z przodu oraz długi przód co spowodowało u mnie dziwny dyskomfort podczas pokonywania przeszkód typu rowy i dziury. Zapewne wymiana sprężyn lub założenie podkładek pod sprężyny znacznie poprawi stabilność.

Trawersy:
W związku z tym, że Grizzly jest poszerzony i utwardzony a Honda na fabrycznym zawiasie nie zauważyłem jakiejś kolosalnej różnicy na stabilności.

Potrzebna prędkość na trawersie jest czasem niewiele wyższa niż ślimaka winniczka i to tutaj grizzly nie ma szans. Yamaha - na takie prędkości jest "Too fast too furious "

Kierowalność:
Grizzly ze swoim wspomaganiem jest klasą sam w sobie ale Hondzie niczego nie brakuje i nie urywa rąk. Jeżdżąc Hondą - nadal trzeba chodzić na siłownie bo tutaj "masy" nie zbudujemy. Korzystając z okazji - pozdrawiam wszystkich znajomych z siłowni i "bruteforców" :)
Promień skrętu wydaje mi się nawet mniejszy w yamasze.

Teraz podjazdy:
Grizzly wymaga męskiej ręki czyli odkręcamy manetkę mocno, rozpędzamy się przed górką i katapultuje nas na sam szczyt. Mieli przy tym kołami i stara się odkleić przód od wzniesienia ale jako wprawiony w bojach rider robię to na stojąco i pochylam się mocno na kierownicę (???) . Wszystko w normie. Heee. Hasta la vista Honda! Tylko 35 km i taka góra buhaha!!!

Honda to zupełnie inny świat. Ruszamy powoli i z jakimś niewytłumaczalnym sposobem sunie do góry jak po szynach. W tym czasie można sobie przeczyścić wizjer w goglach, zadzwonić do małżonki, napić się wody, zebrać grzyby lub jak kto woli zrobić sobie make up. Na quadzie nie stoimy i nie pochylamy się nad kierownicę. Taki lajcik - robi się samo.

Wracam na dół i znowu: może mi się tylko wydawało, nie może tak być! Jadę ponownie. A ten w ślimaczym lub w szybkim lub w bardzo szybkim tempie wspina się na sam szczyt. Praca leniwego kierowcy ogranicza się tylko do wychylania manetki gazu aby wskazać maszynie szybkość wznoszenia.

A może to coś z tymi górkami nie tak?

Jedziemy na inną górkę. Tam znowu to samo: Grizzly wpierw "łycha" i wdrapuję się na szczyt rycząc i mieląc kołami. Bydle! Wszystko w normie!

A ten czerwony cienias - jest już nudny! Jedzie spacerkiem spoglądając na muskularnego Grizzli jakby chciał ziewnąć. Taka górka to przecież pryszcz!
Honda wjeżdża tam gdzie ja na Grizzlim bym się nie odważył. Kiedy jedziesz Hondą dostrzegasz górki, podjazdy które wcześniej twojemu grizzliemu śniły się jako koszmary po nocach.

Trzeba zmienić przyzwyczajenia na Hondzie. Nie musimy atakować górek z dużą prędkością, nie odchylamy mocno manetki bo nie ma takie potrzeby. Wiele górek atakujemy z miejsca - powoli. Kiedy się okaże, że quad nie wjedzie bo za stromo zamieli kołami a nie zrobi rolki.

A teraz parę słów ogólnie:

Największa wada Hondy: brak hamowania silnikiem, niepewność podczas zjazdów (być może to wina zawieszenia) i...

Honda się wywraca! Podczas testów raz została zrolowana a słyszałem, że żeby zrolować Hondę to potrzebny jest jakiś kataklizm albo... no właśnie pewnie zabierze tutaj głos sprawca tej rolki?

Honda zrzuca kierowców na ziemię! Dodatkowo wbijając im swoją kierownicę nie, nie nie w d.... a w stopę po czym zostaje wielki siniak ! Wszystko to przez to, że kierowca czuje się na niej zbyt pewnie. Zapomina o balansowaniu ciałem i pracy na quadzie. I wtedy kiedy maszyna wjedzie w dół, i kiedy "posmarowane klejem" koła stracą grunt pod nogami maszyna się mocno przechyli. No cóż kierowca myślący o tym co dzisiaj żona włoży na noc a nie o quadzie - spada w dół z prędkością błyskawicy. Nie dość, że zderza się brutalnie z ziemią to jeszcze ciągnie quada za sobą a ten poprawia mu z drugiej strony.

Także nie ma ideałów. Musimy być czujni:)



Serwis:

W Grizzlym wymiana oleju w dyfrach jest jakaś koszmarna (tak mi się wydawało). Nie dość, że są inne śruby spustowe z przodu i z tyłu to jeszcze prawie zawsze ktoś tylną śrube zakręci do oporu i potem jej odkręcenie jest bardzo trudne i najczęściej kończy się to nerwami, przeklinaniem i kątówką. Tak, tak kątówką nacinamy śrubę i płaskim śrubokrętem ją odkręcamy. W silniku norma spuszczamy olej i nalewamy drugi - lajcik.

Najpierw sobie hondę dokładnie umyłem - przecież nie będę grzebał przy brudasie. W Rinconie jeżeli chodzi o dyfry jest cudownie. Nasadka 10-tka i patrzymy jak olej udaje się na swoją ostatnią drogę, do beczki. Bardzo duże wlewy ułatwiają wlew oleju do środka. generalnie łatwiej niż w Grizzlym. Zabieram się za silnik. W Hondzie jest dużo oleju i żeby go spuścić trzeba quada przechylić w tył. Wynika to z tego, że jest zamontowana chłodnica oleju i jego część jest niewymienna. Pochylenie quada do tyłu pomaga w zlaniu większej ilości. Głupota z tym przechylaniem ale staram się być "profesjonalistą". Zatem do dzieła.

Quad przechylony, miska podłożona (całe życie mi się sprawdzała i nigdy nie była za mała). Odkręcam śrubę, widzę, że coś będzie nie tak bo w Rinconie śruba spustowa jest wkręcana jakby z tyłu w blok silnika a nie prostopadle do ziemi.

Nic jednak nie zwiastuje katastrofy ekologicznej która zaraz nastąpi... odkręcam ją do połowy i olej sobie ścieka - zahaczając o osłony spodu i już cieknie w trzech miejscach ! Szlag by to trafił ! Podkładam papier, który szybko namaka... bluzgi lecą wokoło a to dopiero cisza przed burzą...

Myślę sobie - wykręcę tą durną śrubę do końca i wyjmę - szybciej zleci taaaa....

Tak też robię. Miska dokładnie pod spustem. Wyjmuje śrubę i olej z prędkością wodospadu spada częściowo na osłony (jeszcze z większym impetem) a częściowo w dól. Niestety nie do miski a dokładnie 10 cm za nią bo ktoś durny wymyślił śrubę od tyłu. Ciśnienie oleju nadaje mu prędkości ... Leje się po posadzce... przesuwam miskę to tyłu. Uff chociaż trochę złapię tego oleju...
A to dopiero połowa katastrofy ekologicznej a już wszędzie olej.

Biegnę po więcej papieru do wytarcia oleju. W tym czasie ciśnienie wylatującego oleju słabnie i teraz olej leci dokładnie tam gdzie wcześniej postawiłem miskę czyli znowu na posadzkę....

Jak przyszedłem to plama była spora naprawdę spora...

Liczę tak pół na pół udało mi się zebrać olej...

Mam dość !!!!

Stawiam ją równo na nogi, przesuwam, z mozołem czyszczę posadzkę, i podkładam pod quada kartony aby ściekający olej z osłon kapał na nie.

Wtedy myślałem, że nerwy doszły mi do zenitu...

Czekam jakiś czas aż się uspokoję, myję ręcę bo mam w oleju po łokcie i na twarzy i na ubraniu... Zabieram kartony (co okaże się moim błędem...)

Zastanawiam się:
"Ile wlać oleju?
Jak to ile - tyle wlać tyle ile się spuściło!
No właśnie a ile się spuściło?"

Quadzik sobie postał, zatem został lajcik. Wlanie oleju. Zostawiam sobie to na sam koniec. Od razu uwaga: w Hondzie są dwa otwory do silnika: jeden z bagnetem - i tam nie lejemy oleju bo otwór jest za mały! - a lejemy w otwór po prawej stronie pod klapką. Jest tam taki duży korek do wlewania. taaaa

Otwór wlewowy jest duży ale biorę lejek do ręki myśląc "będzie szybciej" i jazda. Wykręcam bagnet aby było odpowietrzenie i myślę taki jestem sprytny - "będzie jeszcze szybciej"! Lejek w otwór, a że motul 4l nie jest lekki więc leje go pod sam rant lejka. Coś kurcze nie idzie ten olej a ciszę garażową nagle zakłóca dziwny dźwięk cieknącej stróżki oleju na posadzkę. Wcześniej oczywiście owa stróżka zahacza ponownie o osłony spodu. Nowy olej leje się na posadzkę a ja trzymam pełny lejek w ręku i amba nie wiem co mam zrobić. K____a ! Leje się z łączenia lejka z otworem wlewowym. Piana w ustach, para z uszu. W końcu niewielka część się wlała a 34 poszło znowu na posadzkę...

Pewnie spytacie dlaczego?

Ano pewien idiota w fabryce Hondy co prawda zastosował duży otwór wlewowy i ... masakrycznie cienki przewód prowadzący od owego otworu do silnika. A że olej gęsty więc wylewka gotowa.

Znowu papier, i szorowanie quada i posadzki a pot
www.pingwinsquad.pl
www.pingwin.com.pl

Rumunia, Albania, Korsyka, Islandia, Czarnogóra, Chiny, Tadzykistan, Kirgistan, Uzbekistan, Kazachstan, Rosja, Białoruś

w trakcie szukania nowego kierunku...

Awatar użytkownika
BuBu
Posty: 268
Rejestracja: wt 04 gru, 2012
Quad:: G700 XXc
Imię: Marcin
Lokalizacja: Powiat Poznański

Re: yamaha Grizzly 700 vs honda Rincon 680

Post autor: BuBu » ndz 16 gru, 2012

Tekst pisany chyba już dość dawno ;) Trochę sie od tego czasu w preferencjach autora zmieniło... :D

Awatar użytkownika
Pingwin Legnica
PingwinSquad
Posty: 1891
Rejestracja: pn 17 lis, 2008
Quad:: osiołek :)
Imię: Daniel
Lokalizacja: Legnica dolnośląskie
Kontakt:

Re: yamaha Grizzly 700 vs honda Rincon 680

Post autor: Pingwin Legnica » ndz 16 gru, 2012

to jest artykuł dla Ciebie :)
www.pingwinsquad.pl
www.pingwin.com.pl

Rumunia, Albania, Korsyka, Islandia, Czarnogóra, Chiny, Tadzykistan, Kirgistan, Uzbekistan, Kazachstan, Rosja, Białoruś

w trakcie szukania nowego kierunku...

ODPOWIEDZ

Wróć do „Yamaha Grizzly 550/660/700”