1-10 grudnia 2007 - Rainforest Challenge 2007

Archiwum quadowych imprez, które odbyły się poza granicami Polski.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Grzegorz Głowienka
Administrator
Posty: 2030
Rejestracja: ndz 14 sie, 2005
Quad:: testowy :)
Imię: Grzegorz
Lokalizacja: mazowieckie
Kontakt:

1-10 grudnia 2007 - Rainforest Challenge 2007

Post autor: Grzegorz Głowienka » wt 30 sty, 2007

W 2006 roku organizator tej imprezy po raz pierwszy dopuścił quady do rywalizacji, ale przeglądając relacje z 2006 roku nie napotkałem na żadne ślady ekip quadowych. Może w tym roku będzie inaczej.

Poniżej skrócona informacja o imprezie w języku angielskim:
THE DATE
1st December to 10th December 2007

THE ROUTE
The awesome terrain of Hulu Terengganu, Tasik Kenyir, Hulu Dungun, Besut and Kuala Terengganu.

QUADS (ATV) ENTRY
(Entry fees for quad rider is USD1,800)
Entitle to sharing of one 4x4 support vehicle to carry ATV spares, clothes, camping and cooking items at USD500 per rider. Note that this support car will have two man-crew to assist the ATV riders. Cooking on your own but they will help you with setting up the camp and cook simple meals if required to. One support car car can carry the about items for 2 ATV riders.
MOTORBIKE ENTRY
(Entry fees for motorbike rider is USD1,500)

For motorcross bikes, they can also come with their own machines. The rate for entry for motorbikes is USD1,500 per person with the same conditions as the quads. The same sharing of the local support vehicle at USD500 per person. So, entry fee at USD1,500 + USD500 = USD2,000.

Quad and motorbike entries are higher than a 4x4 vehicle competitor entry for the reason of more logistics support for them than a 4x4 competitor team (which is fully independent)
Polska strona o imprezie: http://www.rainforest-challenge.pl - w 2006 roku wystartowała w tym rajdzie samochodowa ekipa z Polski - można sobie poczytać o ich przeżyciach -> http://www.rainforest-challenge.pl/gazeta.html
Więcej info o imprezie na stronie organizatora http://www.rainforest-challenge.com/event.htm

Awatar użytkownika
Grzegorz Głowienka
Administrator
Posty: 2030
Rejestracja: ndz 14 sie, 2005
Quad:: testowy :)
Imię: Grzegorz
Lokalizacja: mazowieckie
Kontakt:

Post autor: Grzegorz Głowienka » wt 11 gru, 2007

Rajd Malezji przerwany!

Wszystkie załogi, 120 uczestników rajdu Rainforest Challenge, w tym nasz redakcyjny kolega Arkadiusz Kwiecień, jadący wraz z dwiema polskimi załogami utknęli w środku malezyjskiej dżungli. Rajd przerwano i podjęto akcję ratunkową.

Jak podało radio RMF FM, polskie załogi uczestniczące w rajdzie Rainforest Chalenge w Malezji są już bezpieczne. Ewakuowano z dżungli wszystkich uczestników rajdu - jutro Polacy wrócą do Kuala Lumpur.

- Z tego co wiem, spływali rzeką łódkami, w deszczu cały czas. Są trochę pogryzieni przez komary, ale zadowoleni - powiedziała RMF Katarzyna Wilkowiecka z polskiej ambasady w Kuala Lumpur.

Tegoroczny jubileuszowy Rajd Malezji odbywa się pod hasłem "Dekady z Rainforest Challenge". Każdy etap miał być symbolicznym przypomnieniem najtrudniejszych momentów poprzednich edycji rajdu. Etapy zostały ochrzczone przez organizatorów złowieszczymi nazwami, jak "Terminator", "Strefa mroku" czy "Big Bang".- malezyjski ekstrem organizowany jest już od dziesięciu lat.

Samochody Polaków są bardzo dobrze przygotowane na trudną walkę i piekielnie ciężkie warunki. - Przed wysłaniem statkiem do Malezji nasz Range Rover przeszedł solidną przebudowę - mówił nam przed wyprawą Piotr Kowal. - Przede wszystkim zamontowaliśmy w nim wyczynowe zawieszenie Ultimate Extreme włoskiej firmy Equipe, które charakteryzuje się ogromną wytrzymałością. Testy wykazały, że dzięki niemu auto dysponuje dużym wykrzyżem, a jednocześnie - pomimo wysoko położonego środka ciężkości - trzyma się ziemi jak przyklejone.

- Jak zawsze spodziewamy się paskudnie ciężkich warunków - mówi przed wyjazdem Marek Janaszkiewicz.

Jednak tak ciężkich jak w tym roku nikt się chyba nie spodziewał. Cała sytuacja jest spowodowana nawałnicą tropikalnych deszczy, jakie od dwóch tygodni leją w tym regionie. Jak mówi w rozmowie z RMF FM Marek Makedoński, pomysłodawca i założyciel grupy Extreme Team: "przyczyną tego jest seria błędów organizatora, który się do tego nie przyznaje i twierdzi, że rajd jest bardzo dobrze zorganizowany".

Rzeki zaczęły szybko wzbierać już na początku grudnia a z obserwacji organizatorów wynika, że szanse aby stan wody na tyle się uspokoił, żeby umożliwić uczestnikom przeprawę są w najbliższych dniach znikome. Wczoraj o godzinie 10:00 podjęto decyzję o rozpoczęciu akcji ratunkowej. Jednak nie jest to wcale proste. Wody w rzekach Malezji są bardzo wzburzone, a w związku z powodziami na południu kraju, mosty pontonowe zostały wysłane właśnie tam. Od pewnego miejsca w głąb dżungli drogi już praktycznie nie istnieją, a mówiąc drogi, ma się na myśli błotne szlaki brnące poprzez tropikalny las.

Z kolei Łukasz Stachura, doświadczony rajdowiec i uczestnik rajdu w Malezji w 2004 roku, powiedział: "Uczestnicy rajdu muszą jak najszybciej zdecydować się na porzucenie samochodów i szukanie drogi z powrotem na piechotę. Im szybciej podejmą decyzję, tym lepiej".

O nienajlepszej organizacji rajdu, świadczyć może fakt, że o całej sytuacji dowiedzieliśmy się z niemieckiego portalu marathonrally.com.. Niemiecka załoga jako jedyna posiada działający telefon satelitarny.

Bardzo martwimy się o naszego redakcyjnego kolegę Arka, nie mamy żadnej informacji od Niego, wierzymy, że satelitarny modem, w który został wyposażony na czas rajdu, w końcu zadziała i będziemy informować na bieżąco o sytuacji w Malezji.

Autor: Marcin Lewandowski
Źródło: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ ... 51558.html
Póki co quadowa emeryturka :)

Awatar użytkownika
Krzysztof Wronowski
Posty: 1339
Rejestracja: pn 29 sie, 2005
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Krzysztof Wronowski » wt 11 gru, 2007

Naprawdę o mały włos nie pojechaliśmy na ten rajd , mieliśmy sponsora , team i ambicje powalczyć na quadach. Moja kontuzja i sprawy zawodowe zadecydowały o odłożeniu wyjazdu na następną edycję , okazuje się , że było to szczęście w nieszczęściu.
Dobrze znamy się i z Kowalem i z Socho oraz z Janaszkami , dla których nota bene podziw za upór i determinację , zwłaszcza dla drobnej i kruchej żony Marka , trzymam za Was kciuki.
3fun - bo quady są naszą pasją

Awatar użytkownika
Krzysztof Wronowski
Posty: 1339
Rejestracja: pn 29 sie, 2005
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Krzysztof Wronowski » pt 21 gru, 2007

informacje ze strony Kowala http://lr.pl :



12.12.2007



Po zjeździe z utwardzonej drogi do lasu 3 grudnia deszcz praktycznie nie przestawał padać. 5 grudnia zawodnicy byli już po dwóch campach w dżungli i po 6 odcinkach specjalnych, nie licząc prologu. W tym dniu równo o 12:00 wjechaliśmy jako pierwsze załogi do Twilight Zone - odcinek o długości 25 kilometrów, który mieliśmy pokonać w dwa dni. Specjalnie wcześnie rano zwinęliśmy obóz, aby być w czołówce i nie być blokowanym przez mniej doświadczone załogi. Okazało się, że był to błąd. Do tej strefy wjeżdżali tylko zawodnicy, a obsługa rajdu i dziennikarze zawrócili, żeby dotrzeć do następnego campingu naokoło lepszą drogą.

Po dwóch dniach udało nam się pokonać zaledwie 5 kilometrów trasy i wyprzedziło nas tylko 5 najlepszych malezyjskich załóg w lekkich samochodach. 8 grudnia ekipa X-menów (ludzi którzy pieszo sprawdzali drogę przed nami) poinformowała o tym, że organizatorzy zarządzili odwrót ze względu na stale przybierające rzeki i coraz bardziej rozmoknięte drogi.



I wtedy zaczęło się zielone piekło. Okazało się, że drogi, które pokonywaliśmy w górę na kołach wymagały teraz wyciągarki w jeździe w dół. Do tego nasze auto z 3- osobową załogą, wyżywieniem i sprzętem campingowym dla 4 osób było zdecydowanie najcięższym startującym autem. Bezustannie padający deszcz powodował, że nie mieliśmy już żadnych suchych rzeczy a spanie w mokrych, na mokrych lóżkach, w mokrych śpiworach i z przeciekająca plandeką nie podnosiło morale załogi. Na kilkaset metrów przed ostatnią oficjalną bazą pod naszym ciężkim samochodem osunęła się ziemia i wykonaliśmy efektowny dach do błotnego wąwozu. Nic nikomu się nie stało (Range Rover !), ale wyciągnięcie samochodu i jego uruchomienie zajęło nam dodatkowe kilka godzin, częściowo już w nocy. Brak przedniej szyby poprawił widoczność, ale niebezpiecznie spadł nam poziom paliwa - auto leżało na plecach prawie trzy godziny.

9 grudnia wyruszyliśmy jako ostatni samochód z najbardziej oddalonej bazy w kierunku asfaltu. Przed nami było około 20 kilometrów rozmokniętych dróg. Po drodze zlitowaliśmy się jeszcze nad policyjnym Defenderem z uszkodzoną wyciągarką i po zapięciu na sztywno liną elastyczną przeciągaliśmy się wspólnie do następnej bazy. Tutaj już rzeka była na tyle duża, że wstrzymano przeprawę do rana. Dogoniliśmy całą grupę dziennikarzy w wynajętych samochodach zupełnie nieprzygotowanych do takich warunków. Z pomocą naszego mechanika i asekuracji przed odpływaniem pojazdów przeciągnęliśmy przez rzekę kilkanaście takich samochodów. Nie zostaliśmy na własną prośbę, według tego co podają Ci, którzy uciekli pierwsi jak szczury z tonącego okrętu, a później opowiadają bzdury, tylko pomagaliśmy z ewakuacją.

10 grudnia w południe (dzień oficjalnego zamknięcia rajdu) pierwsze załogi dotarły do leśnej wioski, gdzie wydawało się, że jest OK. Stamtąd były jeszcze 34 kilometry drogą dla leśnych ciężarówek. Oficjalne zamknięcie uczciliśmy w ''murzyńskiej chatce'' przy misce ryżu, gdzie dotarliśmy na oparach paliwa około 22:00. Po drodze mijaliśmy dziennikarzy, którzy ewakuowali się ze swoich samochodów i piechotą w półmetrowych koleinach przemaszerowali w nocy około 20 kilometrów. Nie wyglądali najlepiej, biorąc pod uwagę że nie byli zupełnie do tego przygotowani.



Organizatorzy powiedzieli, że droga jest zalana i samochody zostają, a ludzie będą ewakuowani łódkami. Brak w wiosce niektórych samochodów nie dawał nam spokoju i około północy postanowiliśmy pojechać dalej. Udało się zorganizować benzynę przeznaczoną do pił spalinowych. Już po 4 kilometrach dojechaliśmy do rozlewiska w poprzek drogi, gdzie zatrzymały się wszystkie ''brakujące'' samochody. Kolejny ''mokry obóz'' - czekamy do rana - może woda opadnie. Nie opadła, w dodatku załoga australijska rozbita najbliżej wody przybiegła rano wyraźnie mocno rozbudzona. Okazało się, że w nocy woda przybrała o kolejne dwa metry i skądinąd doświadczeni ludzie obudzili się w nocy w wodzie.

11 grudnia rano pracownik obrony cywilnej/policji/straży pożarnej (niepotrzebne skreślić) przypłynął motorówką, spisał nazwiska i dał godzinę na spakowanie niezbędnych rzeczy i zabezpieczenie auta. Tak też zrobiliśmy i po godzinnym rejsie po ''żółtej rzece'' dotarliśmy do punktu ewakuacyjnego. Obsługa medyczna, ciepłe napoje, suche państwowe ciuchy, łóżka do noclegu. Dobrze zorganizowana rządowa akcja z pełnym zabezpieczeniem i śmigłowcem. Nic nikomu nie mogło się stać. Po ''opatrzeniu ran'' przemieściliśmy się taksówką do oficjalnego hotelu w Kuala Terengganu. Wczorajsze zakończenie było tylko dla oficjeli i paru załóg, które były na końcu i zdążyły. Nie ogłoszono żadnych wyników, tylko z pojedynczych odcinków. Na jednym byliśmy jako druga załoga.



Auta zostają dopóki woda nie opadnie. Może to trwać nawet dwa tygodnie. Organizator zobowiązał się do zabezpieczenia i przerzucenia ich do Kuala Lumpur na własny koszt. Tym razem przyroda wygrała. Organizatorom nie mamy nic do zarzucenia - tutaj tak po prostu czasem się zdarza.



Piotr Kowal



Zdjęcia Arka Kwietnia:



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek
3fun - bo quady są naszą pasją

ODPOWIEDZ

Wróć do „Imprezy zagraniczne”