Wyprawa turystyczna - Podlasie , Mazury

Archiwum bezciśnieniowych imprez turystycznych, integracyjnych i zlotowych.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Krzysztof Wronowski
Posty: 1339
Rejestracja: pn 29 sie, 2005
Lokalizacja: Warszawa

Wyprawa turystyczna - Podlasie , Mazury

Post autor: Krzysztof Wronowski » pn 08 paź, 2007

Wyprawa turystyczna Podlasie - Mazury



Kiedyś już słyszałem, że facet to duże dziecko. Mówiono mi także o kryzysie wieku średniego. Nie było dla mnie więc zaskoczeniem, że wraca pasja zbierania samochodzików (tylko, że większych) jak i obłędna chęć kupowania zabawek (na szczęście mam dzieci, a co za tym idzie - pretekst). Ale te wszystkie symptomy były niczym w porównaniu z chwilą, kiedy zobaczyłem quada.



Świat dziecka ożył, dawne marzenia stanęły przed oczami i wróciła nieopanowana potrzeba przygód. Wreszcie przyszedł czas na prawdziwą zabawę ale tym razem na poważnie…







Kawasaki KVF 750 o pięknych kształtach, bystrych oczkach i lekkim prowadzeniu .. ach gdyby jeszcze gotować umiała. Szał rozpoczął się już na etapie kupowania, tym bardziej, że drugi podobny maniak sprzedawał. Pozdrawiam serdecznie Krzysia Wronowskiego. Lista standardowych gadżetów była zbyt krótka więc popuściliśmy wodze fantazji i oprócz wyciągarki, osłon, GPS-a, taśm, lin, szekli, karabińczyków znalazły się też podgrzewane manetki, saperka a nawet maczeta. Ta ostatnia wygląda strasznie szpanersko przy błotniku i wzbudza powszechne zainteresowanie. W moim użyciu lekko niebezpieczna, ponieważ po pierwszej próbie użycia, szukałem jej pół godziny po krzakach (rękawiczka była śliska). Tak „wypasiony” sprzęt trzeba było poddać ekstremalnej próbie. Pojechałem nad pobliski Świder, przejechałem przez dwie kałuże, pokonałem krawężnik i pościgałem się z miejscowymi psami. Pełny obciach był jednak po powrocie do domu kiedy próbowałem znaleźć chociaż ślad błota na błotniku. Tak nie może być, pomyślałem, to miał być fan i adrenalina a wyszła przejażdżka emeryta po parkowych ścieżkach.







Postanowiłem „przykatować sprzęta” w prawdziwym terenie. Okazją był zbliżający się weekend i zapowiedź poprawy pogody. Zaplanowałem wyprawę w Polskę na kołach i po bezdrożach. Marszrutę wpisałem do GPS-a, gratów zapakowałem jak na wyprawę krzyżową i w piątek rano „odpaliłem wrotki” w kierunku na wschód.







Pogoda postanowiła przetestować mnie już na wstępie, okraszając rzęsistym i namolnym deszczem. W ramach kontrakcji zastosowałem świetny patent – peleryna wojskowa typu „ponczo”. Sprawdzała się rewelacyjnie przy małych prędkościach. Na prostych odcinkach trzepotała jednak niemiłosierne, zaciskając się dodatkowo na szyi. Wyglądałem jak Zorro z wybałuszonymi oczami. Przejeżdżając przez wioski widziałem zatrwożonych ludzi, czyniących znak krzyża na piersiach. Widocznie jeźdźcy Apokalipsy to przy mnie cieniasy.







Droga wiodła przez leśne drogi, pola i mokradła. Asfalt też się trafiał i wtedy biłem rekordy prędkości. Naprawdę „sypałem” setką ale tylko raz, bo się bałem, że mi zwieracze puszczą ze strachu.







Wreszcie przyszedł czas na prawdziwy off-road. Okazją był przejazd przez strumień obok urokliwego młyna. Fachowym okiem wybrałem bród i z okrzykiem potępieńca wtargnąłem w odmęty. Ledwo zamoczyłem przednie koła i już utknąłem „po ośki” w mule. Dla pewności poprawiłem kilka razy do przodu i do tyłu. Z satysfakcją stwierdziłem, że zassało porządnie i bez wyciągarki nie pójdzie. Całą akcję obserwował starszy tubylec, zabawiając mnie jednocześnie rozmową.







- Jak Pan mówi, że przyjechał na odpoczynek, to po co się tak męczyć? – pytał rezolutnie.







Był dociekliwy i przy tym bardzo życzliwy. Nawet zaproponował nieśmiało, że mogę przejechać przez mostek, na którym on stoi i żebym się nie bał, bo są barierki po bokach. Odparłem jedynie, że nie chcę pobrudzić, bo mam koła w błocie i Pan odpuścił. Ale w podzięce za miłe towarzystwo objaśniłem do czego jest to „ładne radyjko”, jak został określony GPS oraz zademonstrowałem działanie maczety, tym razem bez rękawiczki.







Pogoda poprawiła się więc dalsza podróż była nieco lżejsza, głównie z powodu zdjęcia śmiercionośnej peleryny. Widoki były przepiękne a powietrze rześkie z nutką obornika w tle (wiosenne prace polowe).







Po dziewięciu godzinach w siodle dotarłem do mojego kuzyna na Podlasiu. Przejechałem 220 km i wyglądałem jak ułan po całodziennej jeździe konnej. Dopiero po godzinie mogłem złączyć kolana i spożyć posiłek po całodziennej diecie (zapomniałem z wrażenia o jedzeniu). Czułem się jednak jak prawdziwy zwycięzca i wyznaczyłem kolejne cele do osiągnięcia. Jutro Mazury.







Start 7.30 i azymut na Ruciane. Ależ wspaniałe rejony. Mijałem podmokłe pola, wyglądające jak jeziora, gęste lasy, bagna i torfowiska. Były nawet sarenki, które oddaliły się na sto metrów i patrzyły z zaciekawieniem na quada (podobno są przyzwyczajone do maszyn rolniczych). Nie było jednak tak sielankowo, w końcu jak szaleć, to szaleć. Ostry skręt w ścianę drzew i szarża w „chaszczunie”. Niby były tam koleiny, więc myślałem, że teren sprawdzony. Zmieniłem zdanie po kilkudziesięciu metrach, gdy koleiny niknęły w wodzie a gałęzie otulały gęsto każdy skrawek przestrzeni. Oj była jazda, slalom między drzewami, walka z zadziornymi gałęziami i grząskie bagna, które łapczywie wciągały opony mojego quada. Amok był jednak nieprzeciętny. Maczeta rozgrzała się do czerwoności, błoto spływało po mnie niczym krew na polu bitwy. Torowałem sobie drogę nie bacząc na zmęczenie. Mój rumak dzielnie tratował grubym bieżnikiem każdą przerażona gałązkę. Po dwóch godzinach szału bitewnego, zobaczyłem wreszcie drogę. Wyrwałem się z objęć lasu i z poczuciem wygranej odczytałem moje położenie … byłem 100 metrów od miejsca, w którym skręciłem do lasu. Ale warto było.







Ruciane zdobyłem od południa, wyłaniając się z leśnej ścieżki, tuz przed zachodem słońca. Kolana szybciej się regenerowały, a żołądek był zdziwiony porcja pożywienia. Zakładał pewnie, że w pozycji ściśniętej przyjdzie mu funkcjonować jeszcze kilka dni. Na liczniku kolejne 190 km i ponad dziesięć godzin na „Kawie” z dwoma przerwami na siku. Spałem jak noworodek, głęboko i spokojnie.







Wschód słońca był zaskoczony moja gotowością do życia. Mimo zmiany czasu (przejście na czas letni) i porannego przymrozku, stałem w pełnym rynsztunku i pakowałem ekwipunek. Tego dnia miałem przejść próbę wytrwałości i kunsztu powożenia. Trasa do Józefowa koło Warszawy. Na GPS 188 km w linii prostej czyli jakieś 300 km palenia po polach i lasach.







Zacząłem od razu z kopyta. Wyjeżdżając kawałkiem asfaltu z hotelu, dałem ostro w lewo w nieutwardzony szlak i z rykiem silnika … wylądowałem u chłopa w na podwórku. Odkrywszy pomyłkę, po cichutku (jakieś 70 decybeli) wycofałem się i lekko skruszony skorzystałem z kolejnego skrętu, upewniając się co jest za krzakami. Dalej poszło już sprawnie. Kilometrami ciągnące się szutrówki i piaszczyste ścieżki, zachęcały do szybkiej jazdy. Kontrolując czas i przebyty dystans, odwiedzałem okoliczne wioski i podziwiałem rozległe pola. Jeździłem po rozległych pastwiskach, z kołami do połowy w wodzie. W promieniu kilometrów żadnego drzewa a quad momentami dusił się z wysiłku. Wtedy miałem stracha. Widok był równie imponujący co przerażający. Dreszczyku emocji dodawały rowy melioracyjne, zupełnie niewidoczne pod taflą wody. Miałem ochotę całować piasek kiedy dotarłem do skraju rozlewiska. Potem było już fajnie. Cudowne widoki nad Narwią, szerokie i równe jak pas startowy drogi gruntowe, idealnie proste na odcinku wielu kilometrów. Szosy przeskakiwałem tylko w poprzek i dalej ginąłem w leśnych ścieżkach lub frunąłem nad polami. Jeszcze tylko pod Wyszkowem trochę błota i kolein no i wreszcie fanfary w uszach na drodze do mojego domu. Kolejne 280 km i jedenaście godzin z ukochaną maszyną.







Ta podróż to marzenie z dzieciństwa, to przygoda i wyzwanie. Dreszcz emocji, strachu, niepewności i radość na widok drzew czy wypatrywanej drogi. Wielkie sukcesy po przebyciu małej rzeczki, euforia po wdrapaniu się na łagodny pagórek.







A to dopiero początek. Wypatrujcie zatem szalonego jeźdźca na zielonym Kawasaki w czarnym kasku z przyłbicą i rozwianą peleryną.





Do zobaczenia na szlaku …



Andrzej Dziejma - Prezes Zarządu Free&Fun Motors





Obrazek



Obrazek





Więcej zdjęć z możliwością oceniania i komentowania TU
3fun - bo quady są naszą pasją

Awatar użytkownika
Arecki
Moderator
Posty: 816
Rejestracja: śr 30 sie, 2006
Lokalizacja: Kabaty :)
Kontakt:

Post autor: Arecki » pn 08 paź, 2007

Piękny opis.... :)
.:GALEON:.
_______________________________________
Ogień w sercu, diamenty na twarzy... a błoto na plecach...

Awatar użytkownika
prezziguzzi
Posty: 2851
Rejestracja: wt 28 lis, 2006
Lokalizacja: Józefów koło Otwocka
Kontakt:

Post autor: prezziguzzi » wt 09 paź, 2007

panowie jedzmy gdzies :)
.:GALEON:.

Awatar użytkownika
ITAL
V-ce Admin
Posty: 1603
Rejestracja: ndz 18 mar, 2007
Quad:: Honda Rincon 680 :)
Imię: Adam
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Post autor: ITAL » wt 09 paź, 2007

Tak tak jedzmy....!!!
Honda Rincon TRX 680 FA 2008! Red :I love HONDA:

Awatar użytkownika
Krzysztof Wronowski
Posty: 1339
Rejestracja: pn 29 sie, 2005
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Krzysztof Wronowski » wt 09 paź, 2007

Może jedźcie z nami...

Wkrótce ruszy program 3fun Adventure , w ramach którego będziemy organizowali cykliczne wyprawy quadami w ciekawe miejsca w Polsce. Wyprawy weekendowe , rozpoczynające się w piątek spotkaniem w jednym z wybranych rejonów Polski.
Na początek będziemy zwiedzać rejony Bieszczad - wyruszymy śladami bieszczadzkich cerkwi , Gór Sowich - porytych sztolniami jak ser szwajcarski oraz Mazur- pojedziemy z wizytą do Biegnącego Wilka.
W planach jest integracja , poznawanie piękna regionu , zwiedzanie ciekawych miejsc i smakowanie offroadowej przygody.
Wyprawy będą możliwe zarówno do posiadaczy swoich quadów , jak i dla tych co dopiero rozpoczynają przygodę - dla tych nasza firma udostępni wspaniałe, nowe czteronapędowe maszyny.
Wyprawy będą miały kameralny , klubowy charakter , ilość quadów będzie oscylowała w granicach 10 sztuk.
Niedługo zamieszczę więcej informacji , tu oraz na naszych stronach www.3fun.pl , www.riverride.pl
3fun - bo quady są naszą pasją

Awatar użytkownika
ITAL
V-ce Admin
Posty: 1603
Rejestracja: ndz 18 mar, 2007
Quad:: Honda Rincon 680 :)
Imię: Adam
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Post autor: ITAL » wt 09 paź, 2007

2Can możesz mnie już zapisać :!:
Honda Rincon TRX 680 FA 2008! Red :I love HONDA:

Awatar użytkownika
Jaak
Posty: 75
Rejestracja: pn 19 mar, 2007
Lokalizacja: ze środka

Post autor: Jaak » wt 09 paź, 2007

O kurcze, nareszcie turystyka quadowa rusza :D. To właśnie jest spełnienie marzeń z dzieciństwa. Z zapartym tchem i zazdrością oglądałem filmy z wypraw w Kanadzie. A tu jeszcze do tego ze zwiedzaniem fajnych miejsc i to jeszcze weekendowo - przecież wszyscy pracujemy i ciężko się wyrwać w tygodniu. A na nowe półośki zarobić trzeba :?
Pisz mnie na Bieszczady, nie znam ich, a podobno jest cudnie 8)
[size=75]Pozdrawiam
Jacek, PoPo 700 było.. teraz jest V8.. a co będzie.., w sumie jeszcze nie miałem helikoptera, tylko jak tym jeździć po błocie?

"Podróżuje się nie po to, aby dotrzeć do celu, ale po to, żeby być w podróży." ...Goethe[/size]

Awatar użytkownika
prezziguzzi
Posty: 2851
Rejestracja: wt 28 lis, 2006
Lokalizacja: Józefów koło Otwocka
Kontakt:

Post autor: prezziguzzi » wt 09 paź, 2007

ja znam doskonale :D co wcale nie umniejsza mojego zachwytu co do pomysłu zwiedzania tej pieknej okolicy quadem :wink: w fajnym składzie :mrgreen:
.:GALEON:.

iras61
Posty: 1093
Rejestracja: pn 11 gru, 2006
Lokalizacja: stargard szcz.

Post autor: iras61 » wt 09 paź, 2007

chętnie skorzystam :lol:
[size=75]extrema jest dobra na wszystko[/size]

Awatar użytkownika
Mati01
Posty: 48
Rejestracja: pn 24 wrz, 2007
Lokalizacja: Bieszczady
Kontakt:

Post autor: Mati01 » pt 09 lis, 2007

To jak już dojdzie do skutku wasza wyprawa w Bieszczady...to dajcie znać chętnie się z Wami spotkam. Mieszkam w Ustrzykach D. :mrgreen:

ODPOWIEDZ

Wróć do „Imprezy turystyczne, integracyjne i zloty”