Ustawka godzina 6.00 ja , tata i Wacek. Start punktualnie (o 8 Janek miał do nas dołączyć) . Cel rzeczka a później ścieżka. Nad rzeczkę prowadząc trochę kombinowałem znajdując ciekawe znaleziska wodne więc o godzinie 6.30 można było usłyszeć zmagania wodo bagienne

ok. 7 dojechaliśmy do rzeczki ... stan wody opadł na tyle że dało radę ją pokonać mimo tego że woda sięgała po kominy snorkli

później ogień i dym na autostradzie

i przystanek przed ścieżką (czyli rozbieranie się, szykowanie gorszych ubrań itp:)) no to jedziemy na początku widać było że będzie ciekawie ... bo ok. 500 metrach przejechałem przez grzęzawisko ale tata już siadł w mule.... kilka prób i trzeba było wyciągać wyciągarkę .... podstawiłem się wszystko ładnie pięknie tata rozwija wyciągarkę ... i nagle cisza ... quad zgasł (nie był pod wodą) zero reakcji prądu nie ma umarło wszystko.... próby ruszaniem elektryki nic nie dawały więc wyciągnęliśmy go z dołka i kombinowaliśmy ... teorii mieliśmy kilka .. brak ładowania, zwarcie w akumulatorze lub bezpieczniki (w między czasie naszej walki przyjechał Janek) Wacek miał chiński miernik napięcia więc szukaliśmy prądu

wszystkie próby kończyły się niepowodzeniem bo albo miernik się psuł albo źle kable przytykaliśmy.... nie chcąc wracać na lince poleciałem z Jankiem na pobliską stację i kupiliśmy kable żeby naładować akumulator ... po powrocie podłączyliśmy akumulatory a tu akumulator w pełni sił więc zdziwienie nasze było jeszcze większe....szybka akcja rozbierania plastików i przeglądania elektryki .... Janek znalazł przyczynę czyli główny bezpiecznik prądu całego w całym quadzie (wody dostał i spalił się) obok był zapasowy więc uśmiechy powróciły

Janek zjadł szybko kanapkę aby udostępnić nam folię do zabezpieczenia tego bezpiecznika i po zaizolowaniu go ruszyliśmy z kopyta w teren

prawie ruszyliśmy bo mi jeszcze zeszło powietrze z przedniego koła.... po szybkim pompowaniu Jankowym kompresorem wreszcie ruszyliśmy

(godzina stracona) na początku wszystko szło dobrze ...woda czyściutka aż miło jak się na kask lało

doły pułapki muły wszystko idealnie.... w pewnym momencie zatrzymaliśmy się bo Wacek się zawiesił no to idę sprawdzić koło....co widzę?? cały most przedni obrzygany olejem...pierwsza myśl ... linka i (nie drzewo nie:P) powrót do domu

po szybkich oględzinach zlokalizowałem usterkę ... po ostatnich wyczynach błotnych sprzed tygodnia wycinaliśmy trawę z przegubów nożykiem i miałem rozcięte odpowietrzenie od mostu przy samym wylocie więc olej się wydostawał tamtędy... na szczęście miałem trochę zapasu rurki więc udało się to zrobić....w nadziei że olej nadal w moście jest a nie woda jechałem dalej

za chwilę Wacek miał jakieś zwarcie w elektryce bo cały czas mu się wsteczny świecił... bo demontażu bezpieczników ruszyliśmy dalej ... wróciliśmy nad rzeczkę pokonaliśmy ją i ruszyliśmy na patelnię ... po drodze odwiedziliśmy wodną drogę z której jest kilka filmików

było naprawdę moro

później patelnia i cel dom ale okrężnymi drogami

w połowie Janek się odłączył ale dał nam wskazówkę żebyśmy jechali trochę inną drogą i to był dobry ruch

wody było pod dostatkiem (też jest kilka filmików) po zabawach wodnych ruszyliśmy dalej ... odwiedziliśmy jeszcze dwa miejsca wodniste i pokierowaliśmy się w stronę domku.....jeszcze zahaczyliśmy o myjkę żeby obmyć się z błotka i do domciu....mimo że było kilka awarii każdy dotarł na własnych kołach no i powiem że ujeździłem się przez te kilka godzinek fajnie bardzo fajnie

klimaty te które uwielbiam czyli woda i błoto i słoneczko i czyste niebo przepięknie
zdjęcia i filmiki zaraz dokleję

Wacek też ma ciekawy materiał filmowy
