Majówka 2007 na quadzie
- Grzegorz Głowienka
- Administrator
- Posty: 2030
- Rejestracja: ndz 14 sie, 2005
- Quad:: testowy :)
- Imię: Grzegorz
- Lokalizacja: mazowieckie
- Kontakt:
Trasa wgrana w GPSa, ustalone najbliższe stacje benzynowe... O 10.00 mają przybyć wszyscy uczestnicy a o 11.00 ruszamy do boju.
Teoretycznie mamy robić dziennie 40-50 km, ale ile faktycznie będziemy jeździć to się zobaczy.
Czy będzie to wyprawa marzeń, czy może dopiero początek naprawdę wypasionych turystycznych wypraw quadowych, czy będzie fajnie, czy damy radę????
Na te pytania odpowiemy po wyprawie.
O ile technika pozwoli i nas nie zawiedzie, będziemy codziennie przesyłać po kilka zdjęć i pisać parę słów.
Pozdrawiamy wszystkich, którzy postanowili spędzać dłuuuuugi weekend w inny, niż quadowy sposób
Teoretycznie mamy robić dziennie 40-50 km, ale ile faktycznie będziemy jeździć to się zobaczy.
Czy będzie to wyprawa marzeń, czy może dopiero początek naprawdę wypasionych turystycznych wypraw quadowych, czy będzie fajnie, czy damy radę????
Na te pytania odpowiemy po wyprawie.
O ile technika pozwoli i nas nie zawiedzie, będziemy codziennie przesyłać po kilka zdjęć i pisać parę słów.
Pozdrawiamy wszystkich, którzy postanowili spędzać dłuuuuugi weekend w inny, niż quadowy sposób
Póki co quadowa emeryturka :)
Pierwszy dzień zaliczony, słów brakuje aby opisać to co mamy okazję i przyjemność oglądać... Przepiękne okolice...
Ale po kolei...
Wyruszyliśmy z małym opóźnieniem, miał być lajcik nan trasie, ale... nie wyszło...
Grzegorz jest doskonałym kapitanem i nawigatorem prowadzącym naszą grupę, ja zamykam peleton.
Po drodze zaliczyliśmy leśny, dość stromy, ostry i długi zjazd (ok. 80m) na którym Aleksz pokazał nam jak się powinno utrzymywać równowagę Kilka bajorek na zalanych drogach, okoliczne bagienka, sporo kurzących szutrówek... Generalnie mało asfaltu. Ale okoliczne łąki, pastwiska... Bajka dla oka.
Z zaplanowanego 40 km odcinka zrobiliśmy... ponad 70 km
O jednym strasznie dla nas miłym incydencie koniecznie trzeba tu wspomnieć...
Pod drodze na jednej ze stacji benzynowych spotkaliśmy "tajemniczego sponsora", który chyba zauroczony naszymi zakurzonymi twarzami i sprzętem, bez słów dosłownie zasponsorował nam cały wyjazd dla nas - 6 osób Ot tak...
Po półgodzinnej chwili - nie mogąc dłużej oczekiwać z przestojem, uśmiechając się od ucha do ucha, pojechaliśmy dalej z coraz bardziej rosnącymi uśmiechami na twarzach... (a co wydarzyło się na ów wspomnianej stacji - pozostanie tylko naszą słodką tajemnicą ) Niesamowita historia jednym słowem.
A teraz odpoczywamy już wykąpani, przy piwku i czymś pysznym z grilla w okolicach rzeki Liwiec
Fotek niestety nie uda się z "przyczyn" technicznych załadować w tym momencie, ale pokaźna galeria powstanie po powrocie
Jutro kolejny odcinek - i teraz dopiero zapowiadają się przepiękne okolice.
Kolejna relacja po jutrzejszym odcinku
Do zobaczenia...
Ale po kolei...
Wyruszyliśmy z małym opóźnieniem, miał być lajcik nan trasie, ale... nie wyszło...
Grzegorz jest doskonałym kapitanem i nawigatorem prowadzącym naszą grupę, ja zamykam peleton.
Po drodze zaliczyliśmy leśny, dość stromy, ostry i długi zjazd (ok. 80m) na którym Aleksz pokazał nam jak się powinno utrzymywać równowagę Kilka bajorek na zalanych drogach, okoliczne bagienka, sporo kurzących szutrówek... Generalnie mało asfaltu. Ale okoliczne łąki, pastwiska... Bajka dla oka.
Z zaplanowanego 40 km odcinka zrobiliśmy... ponad 70 km
O jednym strasznie dla nas miłym incydencie koniecznie trzeba tu wspomnieć...
Pod drodze na jednej ze stacji benzynowych spotkaliśmy "tajemniczego sponsora", który chyba zauroczony naszymi zakurzonymi twarzami i sprzętem, bez słów dosłownie zasponsorował nam cały wyjazd dla nas - 6 osób Ot tak...
Po półgodzinnej chwili - nie mogąc dłużej oczekiwać z przestojem, uśmiechając się od ucha do ucha, pojechaliśmy dalej z coraz bardziej rosnącymi uśmiechami na twarzach... (a co wydarzyło się na ów wspomnianej stacji - pozostanie tylko naszą słodką tajemnicą ) Niesamowita historia jednym słowem.
A teraz odpoczywamy już wykąpani, przy piwku i czymś pysznym z grilla w okolicach rzeki Liwiec
Fotek niestety nie uda się z "przyczyn" technicznych załadować w tym momencie, ale pokaźna galeria powstanie po powrocie
Jutro kolejny odcinek - i teraz dopiero zapowiadają się przepiękne okolice.
Kolejna relacja po jutrzejszym odcinku
Do zobaczenia...
.:GALEON:.
_______________________________________
Ogień w sercu, diamenty na twarzy... a błoto na plecach...
_______________________________________
Ogień w sercu, diamenty na twarzy... a błoto na plecach...
- Grzegorz Głowienka
- Administrator
- Posty: 2030
- Rejestracja: ndz 14 sie, 2005
- Quad:: testowy :)
- Imię: Grzegorz
- Lokalizacja: mazowieckie
- Kontakt:
Jest nieźle, rewelacyjnie, zaje*****...., przepięknie, błotnie, wietrznie, słonecznie , dobiliśmy właśnie do drugiego noclegu. Teraz idziemy się umyć w Bugu
Całe szczęście technika ruszyła, więc dziś wieczorkiem będzie relacja nadwornego kronikarza wyprawy (czyli Areckiego) łącznie ze zdjęciami...
Teraz jedno zdjęcie (wieczorkiem będzie więcej)...
Pozdrawiamy ze słoneczego Broku...
Całe szczęście technika ruszyła, więc dziś wieczorkiem będzie relacja nadwornego kronikarza wyprawy (czyli Areckiego) łącznie ze zdjęciami...
Teraz jedno zdjęcie (wieczorkiem będzie więcej)...
Pozdrawiamy ze słoneczego Broku...
- Załączniki
-
- weekendmajowy01.jpg (38.06 KiB) Przejrzano 1381 razy
Póki co quadowa emeryturka :)
- prezziguzzi
- Posty: 2851
- Rejestracja: wt 28 lis, 2006
- Lokalizacja: Józefów koło Otwocka
- Kontakt:
II Dzień
Halo, Halo Romku; Halo, Halo Tomku; (cytując początek skeczu komentatorów - jak z kabaretu Ani MruMru)
Oddajemy głos na plan z okolic miasteczka Brok.
Dzisiejszy dzień po dość znośnej nocy pod namiotami od samego początku zapowiadał się nieco leniwie. Obudziwszy się porannym chłodem o zbyt wczesnej porze dnia, niczym wyziębłe kajmany spragnione ciepła - wyszliśmy z obozowiska na spacer na wschód słońca ładować braki temperatury w swoich ciałach. Pogoda zapowiadała się nieco inna niż zapowiadana, więc pesymistycznie szukając zapowiadanych opadowych chmur na niebie (których nie udało się odszukać) po dłuższej chwili pakowania obozowiska na quady, leniwym śniadanku wreszcie wyruszyliśmy w dalszą trasę.
Na dzisiejszym odcinku wyłącznie skupialiśmy się na nas samych, uciechy z wyjazdu, przepięknych łąkach i widokach, błogim lenistwie, więc nie było siły na pędzenie w kierunku robienia kilometrów.
Potrafiliśmy zatrzymać się przy powstającym do lotu stadzie bocianów (sic! Ciekawe dlaczego powstały to tego lotu kiedy my nadjechaliśmy, była i chwila na jazgot wyciągarek, niby leniwie ale i ciekawie. I błotka, a raczej nadbużańskiego podmokłego torfowiska mieliśmy okazję zapoznać.
Pierwsza wklejka należała do Aleksza, gdzie przy próbie wyholowania miałem okazję zobaczyć zjawisko zadymienia wydobywającego się ze snorkla od skrzyni pasowej w swojej Bestii. Cóż się dziwić, 2 osoby na pokładzie, osprzętu również nie mało, holowany wklejony w teren, holujący z tym ekwipunkiem na tym samym terenie i nieco pod górkę pasek miał prawo się przykopcić nieco, co i też uczynił.
Kolejną wklejkę zaliczył quad Grzegorza z żoną prowadząc nas niestrudzenie przez bagna i torfowiska utknął był i basta. Niefart polegał na tym że od strony którą prowadził (czyli za nim) nie bardzo było jak pojechać omijając, zaś objechawszy teren na około i stając naprzeciw, brakowało liny w wyciągarkach coby Grzesiowego KingQuada wyciągnąć z torfowiska. I na to się sposób znalazł bez zbytniego moczenia butów. Wyjechaliśmy z błotka.
W między czasie na spokojnie zorganizowaliśmy nad brzegiem Bugu osobliwy popas, czyli grilla - bez grilla, bez węgla, brykietu i podpałki.
Mając do dyspozycji jedynie ruszt i prowiant, saperkę i maczetę, sięgnęliśmy pomysłami po nieco McGajweryzmu i kilka okolicznych gałęzi, aby i za chwil kilka gięta wespół z kaszaneczką, pieściły nasze podniebienia niczym dania z najlepszych ogródków grillowych.
Przy okazji spotkaliśmy 2 kolegów upalających swoje Keeweye po okolicznych terenach.
Biesiada zajęła nam dłuższą chwilę, więc nie gonieni czasem, rozleniwieni promieniami słońca wreszcie zapakowaliśmy quady i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Reszta drogi to widoki niczym z kalendarza jubileuszowego Nationale Geographic lub pocztówek seri platynowej Poczty Polskiej. Zielone, kwieciste łąki, mnóstwo ptactwa, sarny konie, krowy... I nawet droga na Ostrołękę
Zauroczeni tymi wszystkimi widokami nawet nie spostrzegliśmy kiedy minął nam dzień. Z zaplanowanego odcinka 60 km zrobiliśmy zaledwie 40 km.
Nikt z nas nie spodziewał się, że to może być aż tak przepiękny dzień.
Kolejna relacja tradycyjnie po dniu jutrzejszym. A ja nazwany potocznie nadwornym kronikarzem uciekam spać, bo towarzystwo mi tu chrapie już mocno od 2 godzin; nie będę ich budził szelestem pióra i maczanego inkaustu a tym bardziej klikaniem na klawiaturze.
Dobrej nocy i do kolejnej relacji ze szlaku.
PS. W załączeniu kilka obiecanych fotek wyselekcjonowanych z setek najciekawszych przegląd trasy
Bez opisów za co przepraszam, ale Żona czeka:)
PS.2. Prezzi fotka wstającego do lotu stada bocianów jest ze specjalną dedykacją dla Ciebie
Oddajemy głos na plan z okolic miasteczka Brok.
Dzisiejszy dzień po dość znośnej nocy pod namiotami od samego początku zapowiadał się nieco leniwie. Obudziwszy się porannym chłodem o zbyt wczesnej porze dnia, niczym wyziębłe kajmany spragnione ciepła - wyszliśmy z obozowiska na spacer na wschód słońca ładować braki temperatury w swoich ciałach. Pogoda zapowiadała się nieco inna niż zapowiadana, więc pesymistycznie szukając zapowiadanych opadowych chmur na niebie (których nie udało się odszukać) po dłuższej chwili pakowania obozowiska na quady, leniwym śniadanku wreszcie wyruszyliśmy w dalszą trasę.
Na dzisiejszym odcinku wyłącznie skupialiśmy się na nas samych, uciechy z wyjazdu, przepięknych łąkach i widokach, błogim lenistwie, więc nie było siły na pędzenie w kierunku robienia kilometrów.
Potrafiliśmy zatrzymać się przy powstającym do lotu stadzie bocianów (sic! Ciekawe dlaczego powstały to tego lotu kiedy my nadjechaliśmy, była i chwila na jazgot wyciągarek, niby leniwie ale i ciekawie. I błotka, a raczej nadbużańskiego podmokłego torfowiska mieliśmy okazję zapoznać.
Pierwsza wklejka należała do Aleksza, gdzie przy próbie wyholowania miałem okazję zobaczyć zjawisko zadymienia wydobywającego się ze snorkla od skrzyni pasowej w swojej Bestii. Cóż się dziwić, 2 osoby na pokładzie, osprzętu również nie mało, holowany wklejony w teren, holujący z tym ekwipunkiem na tym samym terenie i nieco pod górkę pasek miał prawo się przykopcić nieco, co i też uczynił.
Kolejną wklejkę zaliczył quad Grzegorza z żoną prowadząc nas niestrudzenie przez bagna i torfowiska utknął był i basta. Niefart polegał na tym że od strony którą prowadził (czyli za nim) nie bardzo było jak pojechać omijając, zaś objechawszy teren na około i stając naprzeciw, brakowało liny w wyciągarkach coby Grzesiowego KingQuada wyciągnąć z torfowiska. I na to się sposób znalazł bez zbytniego moczenia butów. Wyjechaliśmy z błotka.
W między czasie na spokojnie zorganizowaliśmy nad brzegiem Bugu osobliwy popas, czyli grilla - bez grilla, bez węgla, brykietu i podpałki.
Mając do dyspozycji jedynie ruszt i prowiant, saperkę i maczetę, sięgnęliśmy pomysłami po nieco McGajweryzmu i kilka okolicznych gałęzi, aby i za chwil kilka gięta wespół z kaszaneczką, pieściły nasze podniebienia niczym dania z najlepszych ogródków grillowych.
Przy okazji spotkaliśmy 2 kolegów upalających swoje Keeweye po okolicznych terenach.
Biesiada zajęła nam dłuższą chwilę, więc nie gonieni czasem, rozleniwieni promieniami słońca wreszcie zapakowaliśmy quady i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Reszta drogi to widoki niczym z kalendarza jubileuszowego Nationale Geographic lub pocztówek seri platynowej Poczty Polskiej. Zielone, kwieciste łąki, mnóstwo ptactwa, sarny konie, krowy... I nawet droga na Ostrołękę
Zauroczeni tymi wszystkimi widokami nawet nie spostrzegliśmy kiedy minął nam dzień. Z zaplanowanego odcinka 60 km zrobiliśmy zaledwie 40 km.
Nikt z nas nie spodziewał się, że to może być aż tak przepiękny dzień.
Kolejna relacja tradycyjnie po dniu jutrzejszym. A ja nazwany potocznie nadwornym kronikarzem uciekam spać, bo towarzystwo mi tu chrapie już mocno od 2 godzin; nie będę ich budził szelestem pióra i maczanego inkaustu a tym bardziej klikaniem na klawiaturze.
Dobrej nocy i do kolejnej relacji ze szlaku.
PS. W załączeniu kilka obiecanych fotek wyselekcjonowanych z setek najciekawszych przegląd trasy
Bez opisów za co przepraszam, ale Żona czeka:)
PS.2. Prezzi fotka wstającego do lotu stada bocianów jest ze specjalną dedykacją dla Ciebie
- Załączniki
-
- weekendmajowy07.jpg (63.84 KiB) Przejrzano 1340 razy
-
- weekendmajowy06.jpg (58.29 KiB) Przejrzano 1341 razy
-
- weekendmajowy05.jpg (57.12 KiB) Przejrzano 1351 razy
-
- weekendmajowy04.jpg (76.19 KiB) Przejrzano 1366 razy
-
- weekendmajowy03.jpg (63.38 KiB) Przejrzano 1350 razy
-
- weekendmajowy02a.jpg (74.71 KiB) Przejrzano 1355 razy
-
- weekendmajowy02.jpg (53.59 KiB) Przejrzano 1361 razy
.:GALEON:.
_______________________________________
Ogień w sercu, diamenty na twarzy... a błoto na plecach...
_______________________________________
Ogień w sercu, diamenty na twarzy... a błoto na plecach...
CD II
Ciąg dalszy fotek...
- Załączniki
-
- weekendmajowy15.jpg (92.28 KiB) Przejrzano 1342 razy
-
- weekendmajowy14.jpg (71.85 KiB) Przejrzano 1342 razy
-
- weekendmajowy13.jpg (62.59 KiB) Przejrzano 1346 razy
-
- weekendmajowy12.jpg (68.3 KiB) Przejrzano 1343 razy
-
- weekendmajowy11.jpg (56.86 KiB) Przejrzano 1347 razy
-
- weekendmajowy10.jpg (53.46 KiB) Przejrzano 1353 razy
-
- weekendmajowy09.jpg (43.42 KiB) Przejrzano 1356 razy
-
- weekendmajowy08.jpg (56.65 KiB) Przejrzano 1363 razy
.:GALEON:.
_______________________________________
Ogień w sercu, diamenty na twarzy... a błoto na plecach...
_______________________________________
Ogień w sercu, diamenty na twarzy... a błoto na plecach...