Namibia 2013 - moje notatki

Wyprawy te bardzo dalekie - zagraniczne, jak i te bliższe po Polsce...
obiv4n
Lucky ATV Team
Posty: 37
Rejestracja: pn 04 cze, 2007

Namibia 2013 - moje notatki

Post autor: obiv4n » czw 06 cze, 2013

witam,
na wyraźną prośbę kilku bywalców TEGO forum kilka słów relacji z wyprawy do Namibii ;)

===================================================

(...)
Po dość długiej i męczącej podróży lokalnym busem docieramy wreszcie do portowego miasta Walvis Bay zwiedzając wcześniej jego owiane złą legendą slamsy (nawet zamknięci w busie czyliśmy się jak nielubiane białasy).

Wita nas zdeżak i dobra wiadomość - kontener odprawiony - możemy przygotowywać sprzęty i ruszać na podbój czarnego lądu.

Wypakowujemy quady, sortujemy bagaże, szpej, wyposażenie, ubrania ...

Obrazek

Obrazek


Część będzie podróżwać w aucie zabezpieczenia (pickup prowadzony przez dwóch lokalesów) od miejsca startu każdego dnia do miejsca kolejnego noclegu.
Staramy się ograniczyć bagaże na quadzie do minimum - skupiając się na podstawowych
narzędziach, częściach a przede wszystkim na zapasie paliwa i wody.

Pierwszego dnia ilość zaplanowanych kilometrów nie jest imponująca - jednak imponujące sa wydmy przez które musimy sie przedzierać.
Momentalnie zapominamy o wszelkich niedogodnościach jakie napotykaliśmy w podróży i wysiłku jaki kosztowało Nas przygotowanie się do wyprawy.

Obrazek


Jedna wydma, druga, piąta, dziesiąta ... banan nie znika z Naszych twarzy.
Góra, dół, góra, dół, kręcimy ogromne rogale tniemy po graniach wydm - coraz wyższych i wyższych.
Widok z niektórych wydm aż zapiera dech - mimo ze każdy z Nas spotkał sie już z wydmami w tunezji czy maroku te wydają się jakby wyższe :)
Wydmy w Namibii są numerowane - np. dune7 zwana bigdaddy posiada wysokość licząc od jej podstawy 383m.
(dla porownania pałac kultury w warszawie - nie liczac anten ma ... 187 m)

Obrazek

Obrazek

Obrazek




Z najwyższych wydm możemy obserwować bezkres oceanu atlantyckiego - widać wręcz krzywizne ziemi na horyzoncie.
Chwile takie jak ta warte są wielu wyżeczeń ;)

Obrazek


Docieramy w końcu do Swakompund gdzie mamy zaplanowany pierwszy nocleg.
Miasteczko to powstało w 1892r jako siedlisko dla 40 niemieckich emigrantów i 120 żołnierzy,
których zadaniem była budowa portu dla niemieckiej części Afryki.

Domy ciągnące się wzdłuż wybrzeża wyglądają jak żywcem wycięte z pocztówek z czasów kolonializmu.
Niemiecki ordnung czuć i widać tutaj praktycznie na każdym kroku.

Obrazek


Decydujemy sie na pokoje w kampie nad brzegiem oceanu - na namioty przyjdzie jeszcze czas.
Zwieńczeniem dnia jest kolacja w restauracji usytuowanej na plaży z imponujacym widokiem na ocean.

Obrazek


Kosztujemy polecanej ryby kingklip - lokalnego dania numer jeden które zniewala wręcz Nasze podniebienia.
Wznosimy toast afrykańskim winem za powodzenie dalszej części wyprawy ...
Dzień pierwszy za nami ;)

}=- zdjęcia - uczestnicy wyprawy -={

obiv4n
Lucky ATV Team
Posty: 37
Rejestracja: pn 04 cze, 2007

Re: Namibia 2013 - moje notatki

Post autor: obiv4n » pt 07 cze, 2013

====================================================================



Drugiego dnia śniadanie, szybka odprawa, pakowanie, koordynaty w gps'y i w drogę.
Wyjeżdżamy z miasta i żegnamy drogi asfaltowe na najbliższe kilka dni.
Kilka kilometrów za miastem wbijamy sie nad brzeg oceanu i plażą tniemy kolejne kilometry.
Oprócz nas tylko co kilkaset metrów trafia sie jakiś wędkarz pozdrawiający nas z uśmiechem.

Obrazek

Fun po calości - igramy z falami wdzierającymi się w głąb lądu grając z nimi w berka - czujemy już że będzie zajefajnie!.
Docieramy do wybrzeża szkieletów gdzie wita nas wrak statku który właśnie tutaj skończył swój żywot.
Miejsce to zostało nazwane przez maruynarzy „bramą do piekła” - ze względu na prądy morskie oraz płycizny.
Prądy te powodują, że statki są wypychane na brzeg - powrót zaś na pełne morze jest praktycznie niemożliwe ...

Obrazek

Krótki postój na uzupełnienie plynów i dzielenie się wrażeniami z przejechanego odcinka,
nagle znikąd pojawiają sie lokalni handlarze pamiątkami - bedą nam towarzyszyć przez całą podróż pojawiając się w najmniej oczekiwanych miejscach ;)
Pierwsze zakupy, niekończące się targi i już kilkaset namibijskich dolarów zmienia wlascicieli.

Obrazek

Czas ruszać dalej - czeka nas jeszcze mnóstwo kilometrów - częstujemy chłopaków batonikami i znikamy pozdrawiani aż po horyzont.
Chciałoby się dalej ciąć wybrzeżem ale istanieje ryzyko ze zabraknie nam czasu na dojazd do kampu a wciąż jesteśmy swiadomi obowiązującego zakazu jazdy w namibii po zmroku - kotowate wychodzą na kolacje a poza tym spotkanie ze słoniem, żyrafą czy choćby zebrą może się okazać końcem przygody dla quada i jego kierowcy.
Wracamy na szeroki szuter i dociskamy cyngiel gazu - prosta droga po horyzont wydaje się nie mieć końca.

Obrazek

Pierwsze sklepy(?) z pamiątkami spotykamy po kilkunastu kilometrach.
Wyglądają one tak, że przy drodze stoją małe stoliczki z kamieniami i kryształami na sprzedaż.
Najciekawsze jest jednak to, że w promieniu kilkunastu kilometrów nie ma żywej duszy.
Na stolikach stoją jedynie słoiki z informacją który minerał ile kosztuje oraz że należność należy uiścić zostawiając zaplatę w słoiku ;)

Obrazek

Ruszamy dalej i już po chwili widzimy gołym okiem dlaczego kraj nazywa sie Namibia
(wg plemienia Nama nazwa Namib znaczy “miejsce gdzie nic nie ma).
Prosta szutrowa droga po horyzont w jedną i drugą stronę zaś wokól niej nic.
Upływające szybko kilometry widzimy po znikającym paliwie w zbiornikach.
Zdajemy sobie sprawę ze czekają Nas naprawde długie przeloty przez tą przepiękną krainę.

Kolejny postój - przylądek krzyża - Cape Cross - nazwane tak ze względu na specyficzną historie tego miejsca.
Diago Cao, który w 1486 r. pojawił się tutaj jako pierwszy Europejczyk postawił krzyż.
Pod koniec XIX w miejsce to 'na nowo' odkrył niemiec Becker i oryginalny krzyż Diego zastąpił swoim.
Jednak i niemiecki krzyż po dwóch latach zniknal i postawiono na jego miejscu inny.
Obecnie można zobaczyć tutaj dwa krzyże kamienny i drewniany mający upamiętniać Portugalczyka.
Są też kamienne tablice opisujące historie tego miejsca.

Obrazek

Gasimy sprzęty i słyszymy nawoływanie sie fok czując jednocześnie ich 'zapach'.
Podchodzimy kilka metrów i to co ukazuje się naszym oczom powoduje jedno wielkie woooooowwwwwww.
Widzieliśmy to wcześniej na zdjęciach i filmach jednak widok tysięcy zwierząt hałas ich nawoływania wyrywa nas dosłownie z butów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Według oficjalnych danych znajduje się tutaj dużo ponad 200 tys fok w tym samym czasie.
Stoimy jak zaczarowani nie mogąc pozbierać opadniętych szczęk, robimy kilka zdjęć, spacerujemy wzdluż wybrzeża nie mogąc pozbierac myśli a jedyne slowa jakie cisną się na usta
to zachwyt i podziw jak to matka natura układa czasami nasz świat.

Obrazek

Obrazek

Zastanawiające jest jak to możliwe, że pomimo wielu rzeźi tych zwierząt w tym miejscu
(skóry młodych fok zabijanych drewnianymi pałkami, żeby nie zniszczyć futra, należą do najdroższych na świecie) one nadal tutaj mieszkają.
Przerażająca jest świadomość, że Namibijczycy mordują nawet do 100 tys tych zwierząt rocznie. (wg. danych organizacji ochrony zwierząt)

"Człowieki" potrafią być okrutne dla bezbronnych zwierząt ...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czas ruszac dalej, najpierw najbliższa stacja paliw bo zaczynam nam brakowac paliwa ...

Obrazek

Tak mija pierwsza połowa drugiego dnia na quadach w Namibii ;)

Awatar użytkownika
tede74
Administrator
Posty: 1033
Rejestracja: sob 19 maja, 2007
Quad:: Scrambler XP 1000 S
Imię: Tomek
Lokalizacja: Stargard
Kontakt:

Re: Namibia 2013 - moje notatki

Post autor: tede74 » sob 08 cze, 2013

Obi super relacja :oklaski: czekam na ciąg dalszy.
:I love POLARIS:

obiv4n
Lucky ATV Team
Posty: 37
Rejestracja: pn 04 cze, 2007

Re: Namibia 2013 - moje notatki

Post autor: obiv4n » wt 11 cze, 2013

Obrazek

Żegnamy foczki wspólnym zdjęciem, czas ruszac dalej, najpierw stacja paliw bo zaczynam nam brakowac paliwa.
Na pobliskiej stacji szybkie tankowanie i wbijamy sie już w głąb prawdziwej czarnej afryki.
Okazuje się, że naprawde czarnej - odbijamy na wschód i dalej na północ.
Mija kilkanaście - może kilkadziesiąt kilometorów (tutaj naprawde łatwo stracić poczucie odległości) i wbijamy się w krajobraz
bliższy relacjom z marsa czy sceneriom z filmów science fiction niż z wyobrażeniem o Afryce.

Obrazek

Wszędzie kamienie, czarne sypkie podłoże, jakby żwir czy żużel - jak okiem sięgnąć po horyzont nic.
Tniemy tak dłuższą chwilę aż na horyzoncie coraz większe i większe zbliżają się do Nas kamienne góry.

Obrazek

Dojeżdzamy do miejsca oznaczonego na nawigacji jako 'strange stones'.
Naprawde dziwne to miejsce - na środku abslotnie niczego widzimy jakby usypaną ogromną górę kamieni.
Gdybyśmy nie wiedzieli że to przecież niemożliwe, powiedzilibyśmy że ktoś (człowiek) ją specjalnie ułożył.

Obrazek

Góra okazuje się naprawdę ogromna - chwila postoju, próba rozwiązania zagadki jak owa góra powstała i bez rozwiązania
jedziemy dalej.
Mijamy kolejne kamienne góry - krajobrazy niczym na zdjęciach z łazika Curiosity ;)

Obrazek

Jedyne miejsce na ziemi które przychodzi mi do głowy to Etna na Sycylii.
Wśród tych wszechobecnych kamieni i żwiru żyje sobie chyba najdziwniejsza roślina na świecie.
Welwiczja przedziwna - nazywana również osobliwą - występuje tylko tutaj.
Pień tej rośliny osiągający 50 cm dlugości i nawet 120 cm średnicy - znajduje się pod ziemią !

Obrazek

Z każdego pnia wyrastają dwa liście które pękają i dzielą się na mniejsze i znajdują się nad powierzchnią ziemi.
Jeszcze ciekawsze jest to, że rośliny te dzielą się na męskie i żeńskie i rosną osobno ...
Welwiczja wygląda jak uschnięte martwe liście a żyje i ma się dobrze nawet po kilkaset lat !
Rozgrzebuje butem wierzchnią warstwę kamieni, może pod spodem jest ziemia - nic z tego
jeszcze twardszy kamien jestem w szoku jak może przetrwac tutaj jakakolwiek forma zycia.
Znów matka przyroda Nas zadziwia ...


Wbijamy się w koryto wyschniętej rzeki i powoli zmienia się krajobraz.
Czarne podłoże zmienia się bardziej w piaskowe, pojawiają się rośliny i kamienie o przeróżnych kolorach i strukturach.

Obrazek

Przez dłuższy czas pozostaje nam delektowac sie widokami i kontemplowac ...
Mijają tak kolejne kilometry i nagle trach - zdeżak traci dwie opony i dwie felgi.
Miejsce niezbyt stworzone do takich przygłd - nie ma absolutnie szans aby dotarł tutaj samochód z jakąkolwiek pomocą.

Obrazek

Jedni robią pożytek z młotka, kamienia i innych dostępnych narzędzi, pozostali robią pożytek z turystycznej, pasztetu i batoników
dzielnie dopingując tych pierwszych ;)
Próbujemy prostować felgi, zniszczenia jednak są zbyt wielkie opon nie udaje się też uratować mimo zastosowania wszelkiej
maści kołków, pianek, nawet 'strzał' z oparów benzyny na nic się zdaje :/

Obrazek

Decydujemy się jechać na tym co zostało - przekładamy bagaże i powoli ruszamy na przód.
Niestety tempo jest absolutnie nie do przyjęcia. Rafał oddaje zdeżakowi jedno koło od swojego rincona.

Obrazek

Z jednym kapciem zdecydowanie da się szybciej przemieszczać niż z dwoma :)
wiemy ze zastanie nas noc na pustyni w tym tempie - dzielimy sie dwie grupy - trzy can-amy grzeją przodem do miejsca noclegu,
żeby zabrać z auta zapasowe koła i wrócić jak najszybciej i jak najdalej sie da.
Ustalamy przebieg trasy żeby się przypadkiem nie minąć.

Obrazek

Znów zmiana krajobrazu i pierwsze dzikie zwierzęta - antylopy i oryxy pojawiają się na kursach kolizyjnych więc trzeba być napradwę czujnym.
Kończy nam się paliwo - tankujemy co mamy i grzejemy na kemping - zdajemy sobie sprawe, że oprócz kół musimy zabrać jak najwięcej paliwa.
Zachód słońca choć krótki zapiera dech w piersiach - nie ma czasu na zachwyty trzeba grzać ile koni w rotaxach.

Obrazek

Obrazek

Na kamp docieramy niestety już po zmroku - widzimy że można było dotrzeć tutaj krótszą drogą - cóż trzymaliśmy się wytycznych zdeżaka i tak planujemy jechać spowrotem - pakujemy koło, tankujemy co pozostalo i wracamy z odsieczą do chłopaków.
Na szczęście nie musieliśmy się daleko cofać - mimo uszkodzeń udało im się w miarę sprawnie przemieścic w
kierunku noclegu (pojechali krótszą trasą ... nawet nie mamy sił myśleć co by było gdybyśmy się mineli w drodze powrotnej).

Obrazek

W totalnych ciemnościach przejeżdzamy ostatnie kilometry między ogromnymi skałami po wielkich i ostrych kamieniach.
Na szczęście obyło się już bez przygód.
Kamp znajdujący się w korycie wyschniętej rzeki otaczają ogromne skały. Miejsce gdzie rozbijamy namioty wita nas zachęcającym napisem :

Obrazek

Rozbijamy namioty odpalamy kuchenki, ogarniamy jakieś jedzenie i picie.
Nic to - jemy co komu wpadnie do ręki i wbijamy na swoje kwadraty ... nawet whiskacz nie znajduje amatorów.
Zasypiamy jak niemowlęta - niska temperatura w nocy zmusza do uzupełnienia odzieży.
Tej nocy Afrykańskiego powietrza nie przecina ryk polujących lwów czy wędrujących słoni - tej nocy króluje soczyste polskie chrapanie na siedem głosów ;)

Obrazek

Awatar użytkownika
Pingwin Legnica
PingwinSquad
Posty: 1891
Rejestracja: pn 17 lis, 2008
Quad:: osiołek :)
Imię: Daniel
Lokalizacja: Legnica dolnośląskie
Kontakt:

Re: Namibia 2013 - moje notatki

Post autor: Pingwin Legnica » pn 17 cze, 2013

dawaj dalej, ech chłonę twoje każde zdanie :)
www.pingwinsquad.pl
www.pingwin.com.pl

Rumunia, Albania, Korsyka, Islandia, Czarnogóra, Chiny, Tadzykistan, Kirgistan, Uzbekistan, Kazachstan, Rosja, Białoruś

w trakcie szukania nowego kierunku...

obiv4n
Lucky ATV Team
Posty: 37
Rejestracja: pn 04 cze, 2007

Re: Namibia 2013 - moje notatki

Post autor: obiv4n » wt 18 cze, 2013

Obrazek

Zmarznięci (jak to w afryce), zerwaliśmy się o świcie gotowi do dalszej eksploracji czarnego lądu.
Już pierwszy rzut oka na Naszego Hiltona i widać że niezbyt do bani wzięliśmy zakaz pozostawiania resztek żywności które mogą zwabić dzikie zwierzęta.
Coż - jak mawia Cejrowski - no risk no fun (no może to akurat kto inny ...).

Obrazek

Kilka chwil zastanowienia co robimy najpierw - składamy kwadraty i ogarniamy kuwete czy najpierw coś zjemy i napijemy kawy ...
Wiadomo że quechue poczekają.

Obrazek

Poranna toaleta - prysznice z ciepłą wodą i poranna gazeta na tronach ;)


Obrazek


Obrazek

Rzut okiem na okolice i narada co do reszty dnia. Zdeżak - wiadomo - goni z lokalesami w poszukiwaniu felg i opon do Hondy.

Obrazek

W niejawnym głosowaniu zostałem wyznaczony na jednodniowego przewodnika stada. Mam nadzieję że podołam zadaniu.
Omawiamy wszyscy razem wspólnie ze Zdeżakiem mniej więcej jaką trasę wybrać, co jest prawdopodobnie warte zobaczenia no i najważniejsze - gdzie zatankować.

Obrazek

Pakujemy namioty, ciuchy, szpej na auto i zbieramy sie do drogi. Jeszcze tylko szybki serwis filterków, sprawdzanie oleju, płynu, dolewanie paliwa i wio ...


Obrazek

Uzgadniam z chlopakami, że tniemy bez zbędnych postojów i marnowania czasu na pierdoły po drodze.
Mamy szmat drogi i fajnie by było nie wracać znów po zmierzchu.

Obrazek

Z drugiej strony decydujemy, że nie będziemy forsować tempa i uważać na sprzęt a szczególnie na koła i felgi.
Początek dnia to droga przez męke, kamyki zamieniają się z upływem kilometrów w ostre kamienie a te z kolei po chwili w głazy z krawędziami jak brzytwy.
Zastanawiam się czy dobrze zrobiłem wybierając krótszą drogę przez góry.

Obrazek

Na szczęście przejeżdzamy przez góry bez strat (doświadczenie raiderów robi swoje). Jest już zdecydowanie bardziej płasko, troche piaszczysto i odrobine jakby zielono.


Obrazek

Zachowując odpowiednio duże ale bezpieczne (pozostając w kontakcie wzrokowym) odległości praktycznie bez postojów tniemy kilka godzin docierając wreszcie do szerokiej szutrówki.


Obrazek

Powinna doprowadzić Nas do pierwszej atrakcji - wioski Damara - jak i do stacji benzynowej (już w tym momencie większośc goni na rezerwie).


Obrazek

Natrafiamy po drodze na camp na którym postanawiamy chwilę odsapnąć i dać odpocząć rumakom. Jakże miła niespodzianka Nas spotyka - nie dość że jest zimne piwo z lodówki to jeszcze po krótkich pertraktacjach z kucharzem udaje Nam się przekonać go, żeby przygotował nam jakiś obiad ;)


Obrazek

Korzystamy z okazji, że pojawia się zasięg gsm i nadrabiamy zaległości w kontaktach z rodziną i znajomymi w Polsce.


Obrazek

Kucharz trzeba przyznać stanął na wysokości zadania - stek i 'sałatka' (trudno powiedzieć co to było) zrobiły robote i humory choć i tak świetne zdecydowanie wzrosły.


Obrazek

Dopiliśmy zimne Windhoek'i po czym bez specjalnego pośpiechu zaczęliśmy zbierać się do dalszej drogi.


Obrazek

Na camp zajechała w tym momencie wycieczka z niemieckimi turystami wśród których wywołaliśmy niemałą sensacje. Nie mogli uwierzyć, że te quady ściągneliśmy statkiem z europy i planujemy zwiedzić w ten sposób Namibie.
Robią sobie z Nami kilka pamiątkowych zdjęć, uściski dłoni i przy kręcących z niedowierzaniem głowami emerytach opuszczamy camping.
Decydujemy się najpierw odwiedzić wioskę Damara a poźniej wrócić kilka kilometrów zatankować sprzęty.


Obrazek

Po kwadransie udaje mi się doprowadzić stado pod wioske-skansen. Chwila konsternacji - bo jakoś nie widzimy tutaj nic ciekawego kilka szałasów pod skałami ...
Jednak dochodzimy do wniosku, że skoro już przyjechaliśmy to wejdziemy - co nam szkodzi ;)
Naprzeciw Nam wychodzi młody chłopak i wręcza 'menu' - możemy wybrać sobie program zwiedzania - programy różnią się cenami, czasem i zakresem pokazów ... wybieramy środkowy.


Obrazek

Przed wejściem kasa w której zebrała się chyba połowa wsi - bo jakby nie spojrzeć też byliśmy dla nich egzotycznym mięchem - zapytałem przewodnika czy dotarł tu ktoś na quadach.
Zaświecił białymy jak z reklamy colgate zębami i przecząco pokiwał głową - dając do zrozumienia że takich świrów jeszcze nie widzieli ;)

... tymczasem setki kilometrów od Nas - Zdeżak nie ustawał w poszukiwaniu felg i opon dla swojej Hondy ...


Obrazek

Awatar użytkownika
Pingwin Legnica
PingwinSquad
Posty: 1891
Rejestracja: pn 17 lis, 2008
Quad:: osiołek :)
Imię: Daniel
Lokalizacja: Legnica dolnośląskie
Kontakt:

Re: Namibia 2013 - moje notatki

Post autor: Pingwin Legnica » wt 18 cze, 2013

widzę, że Foczki w Namibi czują się świetnie :)

Chyba powinienem się tam przeprowadzić :)
www.pingwinsquad.pl
www.pingwin.com.pl

Rumunia, Albania, Korsyka, Islandia, Czarnogóra, Chiny, Tadzykistan, Kirgistan, Uzbekistan, Kazachstan, Rosja, Białoruś

w trakcie szukania nowego kierunku...

obiv4n
Lucky ATV Team
Posty: 37
Rejestracja: pn 04 cze, 2007

Re: Namibia 2013 - moje notatki

Post autor: obiv4n » pn 24 cze, 2013

Po niezwykle sympatycznym powiatniu przez wioskowe 'dziewoje' wbijamy sie między dwoma kamiennymi górami stanowiącymi jakby korytarz.
Jak tłumaczy nam przewodnik celowo wejścia do wioski były lokowane między skałami - dla bezpieczeństwa mieszkańców.

Obrazek

Na wstępie uczciwie informuje Nas, że wioska jest swego rodzaju skansenem. On oraz inni 'mieszkańcy' wioski żyją tak naprawdę kilkanaście kilometrów stąd.
Tutaj założyli wioskę pokazową, żeby zarabiać na życie - jednak przede wszystkim aby kultywować tradycje przodków.
Zapewnia Nas, że każdy w tej wioske wywodzi się w prostej linii z plemienia Damara i dziedzictwo kulturowe jest dla nich najważniejsze w życiu ...

Obrazek

Zwiedzanie wioski zaczynamy od miejsca, które roboczo nasz przewodnik nazwał 'office' - tak naprawdę był to szałas narad i mediacji.
Niezwykle ważne miejsce, gdyż członkowie plemienia nie tolerują jakiejkolwiek przemocy wobec współplemieńców.

Obrazek

W przypadku kiedy ma miejsce spór - wódz plemienia - sadza zwaśnione strony w tymże szałasie i siedzą tam tak długo, aż nie dojdą do porozumienia.
Niezależnie jak długo taki pobyt musiałby trwać ;) Nie wiedzieć dlaczego - jednogłośnie poinformowaliśmy przewodnika, że u Nas w polsce jest tak samo ha ha ha ;)
(nawiasem mówiąc przewodnik zaskoczył mnie - zapytał skąd jesteśmy przed naszym wejściem - mowie poland - juz miałem zacząć tłumaczyć gdzie to - tymczasem On na to - Poland ? - europe - near Germany - przyznam szczerze - rozbił mnie)

Obrazek

Kolejne miejsce w wiosce - to miejsce gdzie powstaje 'broń' i inne narzędzia z kamienia i metalu. Próżno szukać tutaj kowadła i młota - choć technologia ta sama - żar - rozpalamy do czerwoności, kształtujemy i formujemy.
Zgodnie oświadczamy przewodnikowi, że Nasza grupa to 100% pacyfistów i że chętnie przejdziemy dalej.

Obrazek

Powoli zaczynamy w tym skansenie robić za atrakcje dla miejscowych ;) Nasz fanstastyczny humor i nastawienie widać udziela się lokalesom ;)
Mimo innych gości w skansenie (o nich za chwile) zdecydowanie prym w wiosce należy do Nas i ściągają w nasze pobliże kolejni mieszkańcy (a już szczególnie mieszkanki) wioski.

Obrazek

Wbijamy więc za nieco skonsternowanym przewodnikiem do największego szałasu w wiosce. Szałas ten, jest czymś w rodzaju "saloooon'u".
W miejscu tym skupiały się za dnia wszystkie kobiety z dziećmy i zajmowały się tutaj właśnie dziećmi, wytwarzaniem wszelkich dóbr i przedmiotów codziennego użytku oraz szeroko pojętej "biżuterii" która to ma w tradycji plemienia zupełnie inne znaczenie.

Obrazek

Jeśli chodzi o czasy współczesne - w miejscu tym kobiety zajmują się tylko wyrobem biżuterii - którą to będziemy mogli obejrzeć i kupić przed opuszczeniem wioski.
Nasza bezpośredniość i pozytywna energia ściąga do szałasu jakieś 3/4 wioski wywołując małe zamieszanie ;)

Obrazek

Robimy sobie kilka pamiątkowych zdjęć i udaje się przewodnikowi przekoać Nas do zapoznania się z kolejnym atrakcjami wioski.
(dodam, że przed wykupieniem biletów zostajemy poinformowani, że możemy robić zdjęć ile tylko chcemy, filmować do woli a jedyna prośba do Nas to aby nie przedstawiać plemienia Damara w krzywym/złym zwierciadle ... prośba bez sensu bo ich po prostu nie da się przedstawiać w negatywnym świetle)

Następne miejsce z którym zostajemy zapoznani to szałas w którym starsi mieszkańcy plemienia uczyli młodych różnych prac i wykorzystania tego co matka natura daje.
Starzec zaprezentował Nam, przykład wykorzystania skóry zwierzęcej. Za pomocą jednego narzędzia (zrobionego przez Nich) potrafił 'obrobić' skórę lepiej, szybciej i efektywniej niż niejeden współczesny zakład garbarski.

Obrazek

Pokaz ten miał na celu głównie uzmysłowić Nam, że w plemieniu Damara nic nie ma prawa się zmarnować. Skóra, mięso, włosie - wszystko ma swoje zastosowanie, przeznaczenie i przez pokolenia doszli do perfekcji w "nie marnowaniu" czegokolwiek.
Później - mając wiele czasu po drodze na zrozumienie ich filozofii i sposobu na życie - bedącego jakby nie patrzeć sposobem na przeżycie - trzeba przyznać - 'szacun'.

Wspólnie z Darkiem "Darpinem" starałem się w miare możliwości tłumaczyć przekaz naszego przewodnika - choć kątem oka widziałem, że spora część grupy zaczęła zwiedzać wioske swoim szlakiem wzbudzając aplauz i zaciekawienie lokalesów.
Oczywiście wszystko mieściło się w ramach szacunku dla ich kultury i nie miał miejsca żaden ruch czy zachowanie wzbudzające choć cień obiekcji mieszkańców wioski ... zresztą dowód na to otrzymaliśmy na końcu Naszej wizyty ...
Przewodnik widząc że może się to skończyć grubym party na pustyni a do tego poganiany przez przewodników wycieczek holenderkich i niemieckich starał się Nas delikatnie pogonić do następnego punktu programu obiecując że poźniej możemy zostać ile chcemy
(nie wiedział chyba co mówi więc tego dla jego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa jego współplemieńców nie przetłumaczyłem a Darek chyba nie zwrócił na to w ogóle uwagi).

Obrazek

Przeszliśmy tak do szałasu 'gry' - tutaj dołączyli do Nas wspomniani wcześniej Holendrzy i Niemcy - choć zaczeli zwiedzanie conajmniej pół godziny po Nas ;)
Przewodnik starał się przekazać Nam zasady gry - przyznam szczerze, że ani ja ani Darek nie ogarnęliśmy jego tłumaczenia - czas na rozgrywkę pokazową - grał chyba lokalny mistrz i dziewczyna która od jakiegoś czasu nie odstępowała Naszej grupy na krok ;)
(nie ma opcji - widać było że Marcin zawrócił jej w głowie swoimi niebiańskimi oczami ...).
Pod koniec gry załapaliśmy z grubsza reguły i zasady - ja bym je przyrównał do mało znanej u Nas gry Backgammon ale zatrzegam - mocno z grubsza ;)
Ciekawsza była opowieść przewodnika, który uświadomił Nas, że gra ta była swoistym substytutem hazardu !

Obrazek

Każdy członek pleniemia mógł zagrać z innym o cokolwiek a wynik gry był wiążącym obie strony :)
Niemcy i Holendrzy grzecznie przeszli do kolejnego punktu programu a połowa Naszego sQuadu rozeszła się po wiosce :)
Przewodnik pogodził się widać z faktem, że ta grupa zabierze mu nadprogramowy czas ;)

W końcu zaprowadził nas do kolejnego szałasu, po drodze prezentując m. in. jak zabezpieczali swoje zwierzęta przed kotowatymi na noc i kilka innych patentów 'wioskowych'.
Przyszedł czas na fascynującą prezentację skautowsko-harcerską czyli 'robimy' ognień pocierając drewienka ;)

Obrazek

Cwaniaczyliśmy, że dla Nas to pikuś - chociaż fakt - faktem - pokaz zrobił wrażenie - ogień z niczego :)
Dowiedzieliśmy się między innymi, że jeśli chłopak/młody mężczyzna chciał poślubić dziewczyne - wcześniej MUSIAŁ przed wodzem plemienia rozpalić ogień w określonym czasie - inaczej - sory stary - nie możesz posiąść kobiety.

Obrazek

Nasz przesympatyczny przewodnik troche bezmyślnie zapytał czy ktoś z Nas chce spróbować - zanim zacząłem tłumaczyć rzucił szybko błagalnym tonem - maybe later ;)
Szybko zawołał jedną z dziewczyn (ta sama która nie mogła oderwać oczu od Marcina) i zaczął się pokaz lokalnego języka i miliona innych rzeczy naraz (sory nie wiedziałem co napisać w tym miejscu).

Obrazek

Dziewczyna opowiadała o przeznaceniu i zastosowaniu roślin, ziół, owoców i innych darów matki natury w ich języku a Nasz przesympatyczny przewodnik opowiadał o tym po angielsku ...
"Młoda" jednak tak Nas czarowała, że nie potrzebowaliśmy rozumieć o co kaman :) Kilka razy z Darkiem wymienialiśmy spojrzenia w stylu "Ty tłumacz bo ja mam w d*pie treść co Oni z tym zielskiem robią" hahahahahaha.
Pamiętam tylko, że większość tych roślin ma wiele zastosowań - od walki z niepłodnością, aż po zastosowanie drzewka jako christmas tree (chyba że pokaz palenia niektórych ziół wpłynął negatywnie na moje pojmowanie języka Shakespeare).

Obrazek

Niemniej ten pokaz zrobił na wielu z Nas mega wrażenia - i nie chodzi tylko o urok "młodej" ... gdyby nie to że turyści ze strefy euro czekali na dalszą część pokazu a ta nie mogła się odbyć bez Naszego przewodnika to byśmy w tym szałasie zostali do środy - "taka impreza".
Na koniec dowiedzieliśmy się, że te sławne świśnięcia i cmoknięcia w języku plemienia Damara głównie są do akcentowania i wiodące są tylko cztery - aha! nie mówcie o tym Cejrowskiemu bo on do tego dorobił mega filozofie - jak się okazało zupełnie bezpodstawnie :)

Obrazek

Marcin dostał indywidualną lekcje świstania i cmokania ;)
Przyszło Nam przejść do pokazu plemiennego tańca i śpiewu.

Obrazek

Tutaj bądźmy szczerzy - KOPARY NAM OPADŁY - discovery, travel channel i nawet kropka nad i tego nie pokaże ...
Cejrowski, Pawlikowska, Martyna ... no i Tony Halik to widzieli przed Nami - jednak zobaczyć to na żywo - ehhhhhhhhhh

Obrazek

Szczęki nadal mieliśmy w parterze w okolicach butów ... pokaz się skończył a Nasz przewodnik podszedł do mnie i poprosił byśmy chwilę poczekali ...

Obrazek

Niemcy i Holendrzy zostawili euro za pamiątki ukulane przez plemie a wystawione do sprzedaży ;)
Ledwo ich wypasione land rovery opuściły parking - przewodnik zaprosił Nas do tego najwiekszego szałasu i przemówił : teraz bardzo byśmy chcieli abyście zaprezentowali Nam pieśń z Waszych stron ...
Dodał, że jest to prośba całego plemienia i że są dumni z tego że mogli dla Nas zatańczyć i zaśpiewać. Bardzo jednak chcieli by poznać/posłuchać POLAND song ...
W morde jaka Nas konsternacja ogarnęła - co teraz - pszczółka maja - ona tańczy dla mnie - no hymn odpada ...
Pierdzielnął ktoś majteczki w kropeczki - pewnie by przeszło tylko nikt nie znał słów hahahaha
Wreszcie ktoś się zlitował i zaintonował "hej sokoły" ... jedna zwrotka, refren, druga zwrotka, refren - no i sie skończyło bo nikt nie wie co dalej :)
Nagle wyrywają się dwie dziewczyny z plemienia i rytmicznie podskakując krzyczą hey sssss hey sssssss hey ssssss ... chwyciły rytm i już wszyscy tupaliśmy w refren ;)

Obrazek

Powoli zbieramy się do wyjścia - przewodnik chwyta mnie za rękaw i pyta - gdzie nocujecie dzisiaj - hmmmmm -odpowiadam - strasznie daleko stąd w planie mamy jeszcze ponad 200 km ;(
Mina mu rzednie dość wyraźnie - mówi - szkoda - chcieliśmy Was zaprosić do Naszej wsi - zrobic party - nie tutaj powiedzial - nie w skorach tylko w jeansach i tshirtach (dosłownie tak powiedział!!!)
KuFFa jak mi przykro - nie tłumacze nawet chłopakom dosłownie - wiem że musimy pierdzielnąć w P&P kilometrów dzisiaj - inaczej plan całej wyprawy trafi - szczególnie że dziś na moich barkach jest doprowadzenie grupy do planowanego miejsca noclegu :(

Obrazek

Z drugiej strony niech sie cieszą - gdybyśmy wpadli do nich impreze zrobić - to skansen pewnie z tydzień miałby przerwe ...
Grzecznie mówie do chłopaków - zwijamy się stąd - mamy jeszcze ponad 200 km w linii prostej - puste zbiorniki a i południe już dawno za nami - zmrok mamy jak w banku ...

Tylko jak zdyscyplinowac chłopaków skoro dziewczyny z wioski same garną się do quadów i każda chce być w Piroman Racing Team :)

Obrazek

Tak dotrwaliśmy do połowy dnia trzeciego ...

Awatar użytkownika
Ikar
Posty: 2449
Rejestracja: śr 10 paź, 2012
Quad:: Honda xxc
Imię: Artur

Re: Namibia 2013 - moje notatki

Post autor: Ikar » pn 24 cze, 2013

Super ekstra, rewelacyjna wyprawa, świetne przygody, piękne widoki !! Pozazdrościć !!
Ozo Drapers Squad

Awatar użytkownika
Pingwin Legnica
PingwinSquad
Posty: 1891
Rejestracja: pn 17 lis, 2008
Quad:: osiołek :)
Imię: Daniel
Lokalizacja: Legnica dolnośląskie
Kontakt:

Re: Namibia 2013 - moje notatki

Post autor: Pingwin Legnica » pn 24 cze, 2013

świetne Fotki i opis, normalnie jak bym tam był :)

brawo dla fotografa :oklaski: :oklaski: :oklaski:
www.pingwinsquad.pl
www.pingwin.com.pl

Rumunia, Albania, Korsyka, Islandia, Czarnogóra, Chiny, Tadzykistan, Kirgistan, Uzbekistan, Kazachstan, Rosja, Białoruś

w trakcie szukania nowego kierunku...

ODPOWIEDZ

Wróć do „Wyprawy quadowe”