• Rajd Dakar 2011 - okiem Łukasza Łaskawca
Jarek Kobierski
DAKAR 2011 – etap II Cordoba – San Miguel De Tucuman (3.01.2011)
Dzisiaj (3.01.2011) na trasie z Cordoby do San Miguel De Tucuman poznałem czym tak naprawdę jest Dakar, kiedy po jednym etapie pukasz do drzwi pierwszej dziesiątki a następnego przyjeżdżasz totalnie wykończony na ostatnim miejscu.
Dzisiejszy dystans: dojazdówka – 440 km, odcinek specjalny – 300 km
Początek dnia nie zapowiadał żadnych kłopotów. Pierwsze dwa checkpointy, były naprawdę bardzo dobre. Jak patrzyłem po zjeździe do campu po CP1 szósta pozycja, na CP2 siódma, a później wszystko się posypało. Pod koniec odcinka specjalnego, jakieś 80km, zaczęły się problemy. Do silnika mojej Yamaszki przestało dochodzić paliwo. Ciecz w zbiorniku osiągnęła niesamowitą temperaturę, przez co pompa nie podawała paliwa do wtrysku. Niestety zmusiło mnie to do częstych postojów. Mniej więcej, co pięć kilometrów zatrzymywałem się na jakieś 20 min. czasami krócej, żeby schłodzić pompę. I nie miałem z tym większych problemów. A to dzięki wielkiej życzliwości kibiców, którzy podawali mi wodę. Ostudzenie pompy trwało naprawdę szybko. To było niesamowite… Dziesięć kilometrów przed końcem OS`u z spadł deszcz, wielkie wybawienie dla mnie, a przede wszystkim dla mojego quada. Mogłem wtedy normalnie ukończyć tą nieszczęsną czasówkę. Po „rewelacjach” na szybkościówce czekał mnie jeszcze ponad trzystukilometrowy odcinek dojazdowy. I znowu, chyba po 100km, zaczęły się problemy.
W dniu dzisiejszym na quadzie z awariami spędziłem trzynaście godzin. Jestem niesamowicie zmęczony, bardziej kłopotami z moją maszyną niż samą jazdą. Całe szczęście udało się w całości dojechać na biwak. Na ostatnim miejscu, trudno. Ważne, że JEDZIEMY DALEJ!
Przez niedomaganie Yamaszki miałem okazję zobaczyć rajd trochę z innej strony, takiego mimowolnego obserwatora. Byłem pod wielkim wrażeniem, z jakimi prędkościami ścigają się samochody. A wszędzie kibice, którzy machają wszystkim przejeżdżającym uczestnikom rajdu, i pomagają tak jak mi dzisiaj.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
DAKAR 2011 – odcinek z Victorii do Cordoby (2.01.2011)
Witajcie!
Nie pisałem nic po sobotnim dniu (1.01) rajdu ponieważ za bardzo nie było o czym. Chociaż nie ukrywam, że odczuwałem pewien dreszczyk emocji startując pierwszy raz z rampy, na pierwszy odcinek Dakaru. Tego dnia praktycznie wszystko było pierwszy raz. Pewnie widać to będzie w tekście, ale tak właśnie jest – wybaczcie. Z Buenos Aires przejechałem 377km autostradą do Viktorii, gdzie jak już wcześniej wspominałem zorganizowany został nasz camp.
Dziś (2.01) do pokonania miałem ponad 750km trasy z Victorii do Cordoby. Wreszcie pierwszy zjazd na nieutwardzone drogi Argentyny.
Dzisiejszy dystans: dojadówka – 566 km, odcinek specjalny – 192 km
Start miałem bardzo wcześnie dokładnie o 5:34. Jeszcze nigdy nie wyjeżdżałem na trasę o tak „młodej” godzinie. Przede mną czekało 400km dojazdówki do odcinaka specjalnego. Niestety na odcinek spóźniłem się około 4min. Po drodze GPS nie zaznaczył mi jednego z waypointów i byłem zmuszony wrócić do opuszczonego miejsca. To właśnie te dodatkowe 10km spowodowało taką czasową stratę na starcie do OS.
Odcinek specjalny liczył 192km. Był dość szybki, lecz jechałem zachowawczo ponieważ to mój pierwszy OS na Dakarze. Jednak coś w tym jest, że respekt do legendy Dakaru każe czasami odpuścić. Przez większość czasówki na drodze unosił się kurz. Pod koniec spadło trochę deszczu i warunki do jazdy uległy poprawie.
Dwadzieścia kilometrów przed metą OS-u zobaczyłem, że Rafał Sonik miał jakiś wypadek. Jemu nic się nie stało, ale w quadzie urwane było przednie koło.
W ostatecznym rezultacie zająłem dwunastą pozycję. Czy jestem zadowolony? Pewnie, że tak! Pierwsze dwa miejsca zajęli moi koledzy z team`u KM Racing – 1o Josef Machacek a 2o Martin Plechaty. Ja uplasowałem się w środku stawki, więc myślę, że nie jest źle.
Jak na razie sprzęt sprawuje się bardzo dobrze. W Argentynie jest słabej jakości paliwo i są małe problemy pompami paliwa, ale myślę, że sytuacja została już opanowana.
Teraz zasłużony odpoczynek.
Kiedy Wy będziecie czytać tą relację, ja już będę połykał kolejne kilometry dakarowej przygody z Cordoby do Sam Miguel de Tucuman (440km dojazdówki i 300km odcinka specjalnego). Mam tylko nadzieję, że jutrzejszy dzień, i każdy następny, nie będą gorsze od dzisiejszego.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
DAKAR 2011 – dzień techniczny
Jak na razie atmosfera panująca w naszej ekipie wydaje się być luźna, chociaż daje się odnieść wrażenie, że część osób myślami jest już na trasie Dakaru. Każdy zna swoją funkcję i skupia uwagę na powierzonych mu zadaniach. W czwartek (30.12.2010) wieczorem wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, tak żeby rankiem następnego dnia bez problemu wyjechać na odbiór techniczny.
Ostatni dzień minionego roku mieliśmy bardzo intensywny. Wstaliśmy rano, by na 8.30 dostać się na miejsce odbioru technicznego (OT). Na zamkniętym terenie OT zostawiłem quada i poszedłem załatwiać sprawy papierkowe. Na samym początku dostałem zieloną kartę obiegową, tą samą, którą podbijali mi przy okazji odprawiania sprzętu we Francji. Od tego momentu zaczęło się chodzenie od biurka, do biurka, za każdym razem zapełniając kolejne wolne miejsca pieczątkami na mojej obiegówce. Sprawdzali wszystkie dokumenty od Yamaszki, moje prawo jazdy i licencje. Zostałem również przeszkolony z obsługi zamontowanych na Raptorku urządzeń. Jak korzystać z iritraka, aby odpowiedni sygnał był przekazywany z trasy do organizatora, czy też jak użyć sentinel, żeby w razie wypadku informować innych uczestników o takim zdarzeniu, głównie dla mojego i ich bezpieczeństwa. Po krótkim interview odnośnie mojego stanu zdrowia, zrobiono mi kilka fotek i ostatecznie „zaplombowano” opaską na nadgarstku. Tak skończyła się część papierkowa, po której mogłem wreszcie wrócić do quada.
Kiedy o mnie dowiedzieli się już chyba wszystkiego, w obroty wzięli moją Yamaszkę. Na kolejnych stanowiskach w wielkiej hali przeglądali wszystkie systemy bezpieczeństwa, działanie świateł, pomiar głośności, oznakowali ramę, silnik i wydech. W trakcie tego całego zamieszania miałem okazję zamienić kilka słów z Krzyśkiem Hołowczycem, od którego dostałem kilka cennych wskazówek.
Z hali, z pięknym numerem startowym przytwierdzonym do pleców mojej kurtki, wjechałem w aleję prowadzącą na rampę. Wzdłuż całego przejazdu pełno wiwatujących i robiących zdjęcia kibiców, naprawdę atmosfera rajdu unosi się w powietrzu. A to, co się czuje stojąc pierwszy raz na dakarowej rampie, nie da się opisać.
Teraz quad oczekuje w Park Ferme do oficjalnej prezentacji pierwszego stycznia. Po niej przeniesiemy się do Viktorii na pierwszy biwak, skąd następnego dnia (2.01.2011) ruszy DAKAR! Galerie powiązane z artykułem: • Dakar 2011 - Etap 6 • Dakar 2011 - Etap 5 • Dakar 2011 - Etap 4 • Dakar 2011 - Etap 3 • Dakar 2011 - Etap 2 • Dakar 2011 - Etap 1 • Dakar 2011 - dzień techniczny
Prześlij do znajomego: • link do artykułu Rajd Dakar 2011 - okiem Łukasza Łaskawca
|